ďťż
"Co dwie glowy to nie jedna"




SHAQU - Pt gru 23, 2005 4:47 pm
Przegladalem niedawno stare Magic Basketball (heh no tak...stare przeciez nowych nie ma ) i trafilem na artykul "Co dwie glowy to nie jedna". Napisany byl na podstawie slow Riley'a: "Zespol mistrzowski musi skladac sie z dwoch klasowych zawodnikow, dwoch gwiazd z najwyzszej polki". Autor pisal, iz nie trudno sie z tym zgodzic. Przytoczyl m.in.:
Chicago-MJ, Pip
Utah-Malone, Stock
Seattle-Kemp, Payton
Orlando-Shaq, Penny
Houston-Hakeem, Drexler
Phoenix-Barkley, Johnson

Wtedy rzeczywiscie tak bylo. Nie liczac Houston 94-95 kazda z druzyn odnoszacych sukces miala takowych zawodnikow.
Ale coz sadzicie dzisiaj o tym?
Czy patrzac na teamy w ostatnich latach najmocniejsze, czyli Detroit i SAS, ktorych silą jest kolektyw teoria Rileya upada??

W obecnym sezonie z liczacych sie druzyn tylko wlasnie Miami Rileya jest tak zbudowane.
Jesli chodzi o mnie to uwazam, iz KOLEKTYW jest forma przejsciowa i zadna z takich druzyn nie zapisze sie na kartach historii jako jedna z najlepszych, nie bedzie wspominana tak jak te oparte na teorii Rileya.
Niedlugo pewnie znowu jakas druzyna zostanie w ten sposob utworzona i bedziemy mieli kolejna dynastie...moze Shaq i Wade?? Nie sadze...Shaquillek jest juz przystarawy...a moze jesli dojdzie do transferu...Kobe i Artest??




spabloo - Pt gru 23, 2005 7:26 pm
Detroit Pistons pokazali, że można zbudować drużynę mistrzowską bez wyraźnego franchise playera. Chicago Bulls pokazali, że można zbudować mistrzowską drużynę bez dobrego centra w czasach wielkiego rozkwitu tej pozycji. Czasami mnie to śmieszy, że drużynę próbuje się układać patrząc na jakieś wzorce. A prawda jest taka, że jeśli nawet masz 2 gwiazdy w składzie to nie znaczy jeszcze, że masz drużynę. To musi być jeden organizm, w którym są płuca, jest serce, ale bez pęcherza i tak nie uda ci się niczego załatwić . Oczywistą rzeczą jest, że łatwiej wychować sobie role-playera (bez dobrego trenera w tym przypadku ani rusz) niż zatrudnić w drużynie 2 gwiazdy, które w dodatku potrafią się uzupełniać. Prawda jest jednak taka, że nie ma jedynej słusznej drogi do zbudowania dynastii. Bo niby jeśli jest w drużynie tercet w stylu Bird-McHale-Parish to znaczy, że jednego z nich trzeba sprzedać?



KarSp - Pt gru 23, 2005 7:37 pm
Moim zdaniem 100% racja jest to co powiedział Spabloo czyli team trzeba budowac pod mozliwosci, charakter, serce do gry, taktyke oraz umiejetnosci w ataku i w obronie a nie przez okreslone wzorce bo to wczesniej czy pozniej prowadzi do rozpadu, nie zawsze po sukcesie. To musi byc organizm w którym musi wszystko fuynkcjonowac, uzupełniac sie a nie kazdy jest odzdzielnym elementem. Moim zdainem to powinien byc wyznacznik do budowy zespołu.

Czy patrzac na teamy w ostatnich latach najmocniejsze, czyli Detroit i SAS, ktorych silą jest kolektyw teoria Rileya upada??



SHAQU - Pt gru 23, 2005 11:39 pm
Tak dla wyjasnienia Riley nie mowi o budowaniu druzyny na 2 indywidualnosciach i jakims zlepku grajkow. Przeciez wszystkie te druzyny z artykulu procz 2 gwiazd mialy wielu dobrych czy bardzo dobrych graczy, ktorzy razem tworzyli idealna ukladanke, super team, super....kolektyw.

Chicago-MJ, Pip+ Rodman/Grant, Harper, Kukoc, Kerr...jest to druzyna skazana na sukces, w kazdym elemencie gry mieli mistrza, kazdy z nich byl brakujacym elementem ukladanki.
Orlando-identyczna sytuacja...Penny, Shaq, Grant, Anderson, Scott
Reszta druzyn tak samo...
...tak wiec...chodzi o druzyny "mistrzowskie", te ktore bylyby w stanie utworzyc dynastie, te ktore uwazano by za najlepsze w historii, ale rowniez te bez mistrzostwa, a ktore by sie pamietalo dlugie dlugie lata.

Dlatego zgadzam sie, ze mistrza mozna zdobyc na rozne sposoby, ale druzyne wszechczasow tylko sposobem Rileya.




Lord - So gru 24, 2005 12:49 pm
"Co dwie glowy to niejedna" brzmi to jak tytul artykulu o braciach Kaczynskich... Zanim otworzylem ten temat to pomyslalem, ze PiS po objeciu kontroli nad sluzbami specjalnymi, sadami, prokuratura i mediami wzial sie za szerzenie kaczyzmu na naszym forum (na szczescie juz po przeczytaniu co i jak zimny pot opadl mi z czola, serce znowu zaczelo bic normalnym tempem a i zoladek wrocil na swoje miejsce chociaz myslami bylem juz w jednej celi z Kwasniewskim, Millerem i Cimoszewiczem).

IMO teoria Riley'a jest jak najbardziej prawdziwa a przyklady Houston '94, San Antonio '03 i '05 czy Pistons '04 to tylko wyjatki potwierdzajace regule. Istnieje wieksze prawdpodobienstwo, ze mistrzostwo zdobedzie sie z dwoma gwiazdami w zespole uzupelnianymi wyrobnikami niz w sytuacji gdy ma sie zespol bardziej zbilansowany w ktorym nie ma zadnej gwiazdy albo gdy jest tylko jedna. Najlepsze przyklady na potwierdzenie tej tezy to finaly konferencji na Zachodzie w 2000 i 2002 roku - Kings i Blazers byli tak samo silni jak Lakers tyle tylko, ze to Jeziorowcy byli zbudowani wedlug schematu Riley'a i jak dla mnie to ten fakt przesadzil o ich wygranej.

To, ze w ostatnich latach zwyciezaja zespoly bez franchise playera (Pistons) lub tylko z jednym franchise playerem (SAS) wynika po prostu z faktu, ze ... zadnemu GM'owi w lidze nie udalo sie sciagnac do druzyny dwoch gwiazd wiec sila rzeczy musialy triumfowac druzyny zbudowane na podobnej zasadzie jak Pistons i Spurs. Gdyby jednak przykladowo Garnett i KB znalezli sie w jednej druzynie i zostali uzupelnieni jakimis przyzwoitymi role-playerami (+ oczywiscie dobry coach) to nie sadze zeby musieli dlugo czekac na tytul mistrzowski. Na dzien dzisiejszy jednak teamow zbudowanych zgodnie z teoria Riley'a po prostu nie ma (bo czy za takie mozna uwazac Nets z Kiddem i Carterem albo Pacers z O'Nealem i Artestem? - chyba jednak chodzi nam o gwiazdy nieco wiekszego formatu - tak samo nie pasuja mi Heat w ktorych za druga gwiazde robi ledwo ruszajacy sie Diesel) i stad w walce o mistrzostwo nadal liczyc sie beda tylko Detroit i San Antonio czyli zespoly stricto kolektywne.



spabloo - Wt gru 27, 2005 8:18 am

Najlepsze przyklady na potwierdzenie tej tezy to finaly konferencji na Zachodzie w 2000 i 2002 roku - Kings i Blazers byli tak samo silni jak Lakers tyle tylko, ze to Jeziorowcy byli zbudowani wedlug schematu Riley'a i jak dla mnie to ten fakt przesadzil o ich wygranej.
O ile jeszcze w roku 2000 można mówić, że Blazers przegrali, bo tak naprawdę nie miał ich kto pociągnąć w IV kwarcie decydującego meczu, o tyle jeśli chodzi o 2002 rok, to wystarczyło, żeby Horry nie trafił trójki w GAME 4 i byłoby 3-1 dla Kings. To co piszesz to najzwyklejsze uproszczenie. O ich wygranej przesądziło to, że mieli więcej szczęścia, ale różnica była na tyle minimalna, że jak dla mnie schemat Riley'a wcale nie stanowi reguły.


To, ze w ostatnich latach zwyciezaja zespoly bez franchise playera (Pistons) lub tylko z jednym franchise playerem (SAS) wynika po prostu z faktu, ze ... zadnemu GM'owi w lidze nie udalo sie sciagnac do druzyny dwoch gwiazd wiec sila rzeczy musialy triumfowac druzyny zbudowane na podobnej zasadzie jak Pistons i Spurs.
Przepraszam bardzo, a Lakers 2003 i 2004 to już się nie wliczają do schematu o którym mówił Riley?


Dlatego zgadzam sie, ze mistrza mozna zdobyc na rozne sposoby, ale druzyne wszechczasow tylko sposobem Rileya.
A ja się nie zgadzam i dowodem na to są lata 80-te w których dominowali Lakers i Celtics, a byli zbudowani wg schematu jedna wielka gwiazda + 2 gwiazdy, ale mniejszego formatu (Bird + McHale i Parish, Magic + Worthy i Jabbar - jakby ktoś chciał się przyczepić do Jabbara, to przypominam, że mówimy o latach 80-tych).