dh12 - Wt gru 29, 2009 11:54 pm
wiecie jakiego tematu mi brakuje najbardziej z e-b ?
'good ol days' - moze nie wszyscy to pamietaja, ale super sprawą było zaglądanie tam czasami i czytanie tego co najlepsze w sporcie, koszykówce i zyciu - emocji, jakie przelewali do tego tematu ludzie podjarani 90s.
temat zupełnie zdominował jordan i penny ale mimo wszystko, było to nieliczne miejsce gdzie nikt nie przytaczał miliona dziwnych statystyk, dyskusja nie opierała sie ciagle na nashu iversonie i kg, a jedynie pisalismy o tym co było zajebiste i co pamietamy. koszykówka dla oczu i serca a nie dla mózgu.
rip (*)
do rzeczy,
wielcy przegrani:
na poczatku mielismy paru ludzi nie z tej planety, talentem przewyzszajacych wszystkich i wszystko. to nie byl glen rice ani mitch ritchmond second comin...
nie mowie juz o kobem i iversonie bo oni spelnili swoje kariery mniej (ai) lub bardziej (kobe) co by nie mowic. chociaz jak patrze na ofensywny potencjal iversona sprzed 10 lat to sie dziwie ze nie podbil calego swiata swoim talentem i musze przewijac co druga akcje bo był zbyt szybki i zbyt zajebisty zeby zauwazyc wszystko za pierwszym razem. mial w oczach piekło, nie bał sie nikogo, nie było na niego obroncy 1on1 i powinien byc teraz w czolowce hall of fame pyramid gdyby tylko mial umysl na mistrzowskim poziomie. bo charakter to on mial chyba najwiekszy w historii.
... to byl vince carter, tracy mcgrady i ray allen który nie wiem czy wszyscy jeszcze pamiętaja albo w ogóle widzieli, ale ten facet pływał z piłką po boisku, miał przepiękny rzut, był młody, full package i mial soul of the game w sobie no i miał najlepsza głowe do koszykówki w ówczesnej lidze po scottiem pippenie. potem jego talent obrócil sie w troche inna strone i mamy teraz przed soba najlepszego i najbardziej 'chłodnego' strzelca z dystansu all time, swoje zrobił.
dwoch pierwszych panow powinno teraz byc na zupelnie innym etapie kariery i patrzac na to jak wielkie mecze i sezony rozgrywali kiedyś, a kim są i jak są postrzegani teraz, to słowo 'frajer' nabiera zupełnie nowego znaczenia i zyskuje całkiem nową definicje.
przypomnijmy:
carter przychodzi do ligi, wygrywa w najlepszym stylu od czasu jordana SDC kiedy SDC jeszcze ma jako tako prestiz i nie wystepuje w nim superman, batman i tytus romek i atomek. daje kopa lidze, jest half man half amazing, ludzie jaraja sie jego przyszlymi pojedynkami z kobemi iversonami i piercami tej ligi. rozgrywa jedna z najlepszych indywidualnie serii PO w 2001 prawie polka z iversonem01, shaqiem w nba finals, duncanem, dirkiem i kobem vs spurs. jest mega efektowny, zdobywa wszystkich fanów ktorych nie przejal iverson i potem z kolejnym sezonem coraz bardziej stacza sie w przecietnosc, przechodzi bardziej na obwód i mimo ze nadal robi świetne paczki to juz nikogo one nie porywaja, nie sa takie świeze jak kiedys i wszystko w karierze cartera niby nadal jest dobre, ale nic juz nie jest na tym poziomie co kiedys i w jego oczach widac to co widac w oczach mcgradyego...brak walki
sprytnie sobie przeszedlem do przegranego dekady numer dwa jesli chodzi o kolejnosc,a numer jeden jesli chodzi o talent. tracy mcgrady czyli panie i panowie jesli myslicie ze pippen i penny mieli zajebisty talent to macie w mcgradym polaczenie obu tych talentow ktore chyba przeroslo tracyego. nie wiem z czego to wynika ale jego rsezon03 to jest top3 indywidualnie rsezonow w dekadzie. tmac jest koszmarem dla obroncy, bo ma super warunki, jest mega zwinny, potrafi doslownie wszystko w ataku i mogloby sie zdawac ze bedzie superstar all star liderem, ale tylko moglo sie zdawac. mcgrady nie mial serca do gry, nie chcial dojebac nikomu na boisku, nie chcial nikomu niczego udowadniac, nie mial opini zlego jak barkley ani dobrego jak magic, pewnie nawet nie chcial trafic 13 punktow w 35 sekund spursom, ale tak jakos wyszlo. mcgrady nie był typem zwyciezcy, nie mial charakteru i nie mial błysku w oczach ale miał O G R O M N Y talent. szkoda
numer trzy,
dirk nowitzki. nie wiem jak wielu z was zdaje sobie sprawe z tego ze facet był w czolowce ligi doslownie przez cala dekade. był przez 10 lat tam gdzie duncan i kobe. zawsze mial mocny zespol, ktory czasem mial byc (07) lub nawet byl contenderem (03 ,06). dirk jest rowny, dobry przez DZIESIEC lat a ciagle traktuje sie go jakby na boku ligi, facet ma mega pecha bo jego mvp zbieglo sie z big fail w 1rd z warriors, jego KOSMICZNE PO'06 zbieglo sie z 2-0 na 2-4 z wadem i heat. facet ma super kariere, w ktorej brakuje moze paru elementow, ale przez opinie publiczna i kibicow traktowany jest jak nieco lepszy joe johnson. smutne
wielcy wygrani
shaq kobe tim
nash mimo tego ze ma pelno wad, to jednak zyskal na tym ze liga potrzebowala suns wlasnie wtedy i wlasnie wtedy mieli oni szanse sie sprawdzic. trafil w dobre miejsce, w dobrym czasie i swietnie wykorzystal swoja szanse.
jason kidd trafil za to tylko w swietny czas, bo mogl cieszyc sie z nba finals b2b dzieki slabosci owczesnego wschodu
najlepsza druzyna dekady
lakers01 rozlozyliby kazdy zespol w bestof7, byli jak rockets95 tylko ze mieli przejebany roster i calkiem innego kobego, ktory wtedy mogl byc jedynie sidekickiem, ale za to w tamtym czasie, przy shaqu, byl sidekickiem ktory niszczyl jak nigdy potem. min bolesnie przekonali sie o tym spurs
najfajniejsza druzyna dekady
blazers00 ten zespol sie po prostu czuło na boisku, mieli 3 rozgrywajacych, jeden lepszy od drugiego (pipp>sabonis>damon). sabonis praktycznie juz na prostych nogach rozdawal momentami takie piły, ze mogl byc przykladem dla szarego jana kowalskiego czy innego johna q, ze w koszykowce głowa jest rownie wazna co miesnie.
rasheed wallace nie spedzal godzin na trójce, ale byl zwinna małpka, ktora mimo głupoty wymalowanej na twarzy, miała taki footwork w obronie ze pozniej widziano taki jedynie u kg i tima. (swoja droga, sheed to tez zmarnowany talent) pippen byl dowodca, floor liderem co pozniej ich troche zgubilo bo pippen nigdy nie byl najlepsza pierwsza opcja. fajnie sie ich ogladalo, a wcale nie byli tacy pro-ofensywni jak kings czy pozniej suns i wcale nie byli tacy pro-fundamentals jak pistons czy spurs. na dobra sprawe byli 4 minuty od tytułu i 4 minuty od zmian w dekadzie.
najnudniejszy rok to chyba 2007, kiedy nie dzialo sie nic fajnego poza lebron james show in palace, a tak to w kazdym mielismy jakies emocje, fajne serie, rywalizacje, prywatne konfrontacje, sezonowe subploty i moze nie bylo to tak fajne jak 90s, to za pare/-nascie lat bede tesknil za 00s
josephnba - Śr gru 30, 2009 12:30 am
co było dobre
na początek efekt Kobe'ego, czyli metamorfoza,. która sprawiła, ze z dobrego gracza, którego nienawidziłem stał sie wybitnym, którego da sie lubić. Przez te kilka sezonów od czasu odejścia Shaq'a z LAL Bryant dojrzał, wydoroślał, zmadrzał i co ważniejsze ewaluował jako lider. Jeszcze 4 lata temu był moim wrogiem publicznym numer jeden, choć czułem, ze przyjdzie dzień w którym bede z podziwem patrzył na jego grę
Ostatnie 2 i pół roku to dowód jak wiele daje doświadczenie i zimny prysznic
SAS i ten nudnawy styl, który czasami naprawdę ciężko sie ogladało, zwłaszcza jak C+ w pierwszych dwóch sezonach sie na nich nastawił a jeszcze nie było tylu opcji ogladania NBA. Za co SAS. Za i ch styl, twardość, zaczerpniete z pięknych lat 90tych. Za Eli'ego, Avery'ego, Elliota, czy przede wszystkim Tina z Davidem trzymających puchar i MVP Finals w ręku kiedy Dave odchodził z Ligi. To oni byli moją nadzieją, światełkiem w tunelu ze kiedyś wreszcie Ci piekielni, znienawidzeni lakers przegrają
Pistons i ich 2004, kiedy to po raz pierwszy od lat ogladałem Finały na zywo i rozumiałem co komentator mówi...choć czasami żałowałem
Ich waleczność, zaangażowanie, siła i defensywa, ich równy roster i sposoby na powstrzymywanie Bryanta
Co złe
- miekka Liga, gdzie największe gwiazdy to tez czesto najwieksze pipki i buce co podać ręki jak honorowi ludzie nie potrafią, gdzie każdy płacze o dotkniecie jak w piłce noznej, a defensorzy przewracają sie od podmuchu wiatru, gdzie Stern wymysla dress code, który odbiera graczom indywidualizm, albo zakaz dotykania atakującego bo jeszcze nie zapakuje i nie będzie dobrych TOP10, a przecież juz dawno nie są dobre
wszechobecny plastik
Bastillon - Śr gru 30, 2009 7:54 am
najwiekszy przegrany zdecydowanie KG. wygral jeden tytul majac taki talent i to jeszcze w czasie gdy ludzie zarzucali mu ze dwoch HoFamerow ciagnie go na plecach ? przy takim talencie to jest to wielka porazka.
prime Garnett to byl athletic freak, zajebisty finisher, jumpshot as good as anyone, obrona na poziomie ktorego nikt w tej dekadzie nie zmatchowal, dominacja na zbiorkach, best passing big man ever, leadership, energia... naprawde ludzie sobie nie zdaja sprawy jak rzadkim polaczeniem talentow jest Garnett.
dla wielu jest on przecietnym 20/10 wysokim, ale roznica miedzy 20/10 KG a 20/10 innego wysokiego w impakcie na zwyciestwa byla ogromna. dla przykladu KG zostal wymieniony (past prime) za innego 20/10 wysokiego, ktory w dodatku przyszedl w pakiecie z ~5-6 innymi, a Wolves miedzyczasie pozbyli sie ze skladu kilku cancerow (Ricky Davis, Blount, Mike James) i po tych wszystkich zmianach zakladajac ze KG=Al Jefferson to powinni miec jakies 45-50 zwyciestw conajmniej. w koncu pozbyli sie tych najslabszych pktow i dostali za nich cos w miare wartosciowego. skonczylo sie na 22 zwyciestwach (a Boston w tym czasie + ~40W).
McHale po prostu wykazal sie historyczna indolencja skoro nie potrafil na KG skonstruowac porzadnej druzyny. dajesz dobrych spot up shooterow, PG z rzutem potrafiacym grac picki i body in the paint - masz calkiem bardzo dobra ofensywe. dajesz kompetentnego centra, jednego dobrego perimeter defensora, a dwoch pozostalych obwodowych jest fatalnymi obronca - masz bardzo dobra defensywe.
naprawde tak malo wystarczylo do zbudowania porzadnego zespolu na KG. w '03 byli spot-up shooters (Wally, Gill, Peeler), PG potrafiacy grac picki (Hudson) i body in the paint (Rasho) i byla TOP5 ofensywa ligi. w '04 byl kompetentny center (Big Earvin, Olowokandi), byl dobry perimeter defender (Hassell przy handchecking to byl stopper ;]), byli jeszcze Cassell (bardzo slaby obronca) i Spree (slaby na tym etapie kariery), a z lawki wchodzil tragiczny w obronie Wally - TOP5 obrona ligi.
jak McHale dokonal tego czego dokonal pozostaje dla mnie zagadka. ile talentu tak naprawde potrzeba bylo zgromadzic wokol KG w early-mid 00s zeby zdobyc tytul ?
Olowokandi/Big Earvin/Rasho na centrze byli wystarczajacy, wiadomo lepszy bylby ktos z ofensywa, ale liga byla bardzo uboga w wartosciowych centrow. ogolnie to trzeba bylo tam dac mieso pod kosz ktore pozbieraloby (przede wszystkim w ataku, bo to jest slabosc KG ze wzgledu na jego styl gry), poblokowaloby, umialoby pobronic 1 on 1. taki dzisiejszy Dampier w CY bylby swietnym uzupelnieniem KG.
na PFie byl juz Garnett ktory w PO potrafil grac po 43-44 minuty wiec wystarczylo wziac jakiegos energizera w rodzaju dzisiejszego Sheldena Williamsa czy Powa sprzed kontuzji. super byloby sciagnac jakiegos zawodnika klasy Varejao czy Millsapa, ale to juz bylby luksus.
na SFie przydalby sie jakis defensive stopper ktory by nie zawadzal w ataku (Hassell byl ok, ale on cancerowal w ataku, bo nie mial 3pt range i go przeciwnicy odpuszczali), cos w rodzaju Bowena lub Poseya byloby dobre. 3pt range + obrona.
na SG przydalby sie jakis scorer, najlepiej z 3pt range, a w ogole zajebiscie by bylo gdyby jeszcze potrafil cokolwiek bronic. stary Spree srednio sie z tej roli wywiazywal (chociaz gdy trzeba bylo zrobic step-up to gral zajebiscie pod tym wzgledem), ale narzekac nie mozna bylo. ogolnie chodzilo o kogos w typie Richardsona, zeby dostarczal swoje 15-20 pktow w miare regularnie + bronil jako tako.
na PG potrzeba bylo kogos do gry pickow (bo na tym opieral sie caly system Wolves, a poza tym Garnett jest do nich stworzony) i oczywisce zeby mial 3pt range, obrona mile widziana. idealny byl tutaj Billups, ktory zreszta gral z KG pol sezonu + playoffs i radzil sobie w tej roli zajebiscie.
(przy czytaniu tego fragmentu mozecie sobie puscic ten filmik jesli chcecie znac moj nastroj apropos McFaila. zdanie z filmiku z "MY OWN FUCKIN WALLET" jest odpowiednikiem za kurwa-Troya-Hudsona)
http://www.youtube.com/watch?v=R08zhw8IfNY
czy to sa trudne warunki do spelnienia ?
McHale nie tylko nie potrafil ich spelnil, ale mial nawet pod nosem graczy ktorych potrzebowal do obudowania Garnetta i jeszcze potrafil ich oddac. powiedzcie mi ktory GM PUSZCZA WOLNO PG, ktory jako starter robi 15/3.4/6.6 a w playoffs 22/5/5.7 ? jeszcze rozumiem gdyby mial godnego zastepce lub wymagania gracza byly wysokie, ale Billups dostal wtedy na rynku smieszne MLE, a zeby bylo malo to Wolves byli wtedy bez PG, bo Brandon mial career ending injury i sciagneli ... pierdolonego Troya Hudsona career journeymana z byc moze najgorsza obrona w calej lidze i ktory nie potrafi specjalnie rozgrywac (ogolnie taki poor man's Fisher). rozumiecie ? nie potrafil nawet wykorzystac okazji tego, ze trafil na steala na FA 2 lata wczesniej (bo Billups byl niezatrudniony i nikt go nie chcial wziac, a sam Garnett przekonal McHale'a do niego, kurwa paranoja) i odpuscil taka perelke wolno ... za kurwa-Troya-Hudsona
oczywiscie nie przeszkodzilo to McHale'owi w rozdawaniu dlugoletnich MLE na lewo i prawo pozniej... Olowokandi (poor man's Kwame), Szczerbiak z kontraktem 10mln/rok, Troy Hudson, Mike James ... jak mozna byc az takim idiota ?!
co jak co, Garnett mial tam troche sukcesow w tej dekadzie, dominacja w glosowaniu na MVP w 2004, drugie miejsce w '00 i '03 (moim zdaniem powinien dostac w '03 za prowadzenie tej bandy retardow do 50W), trzecie miejsce w '08, oczywisce caly czas all-star teamy, all-NBA i all-defense selections, nawet tytul jako lider w 2008... jednak to wszystko jest niczym w porownaniu do tego co moglby zdobyc gdyby jego management wykazal jakiekolwiek oznaki kompetencji...
nie wiem czy Garnett jest najwiekszym przegranym dekady, bo przynajmniej sie swoje nawygrywal, ale na pewno jednym z glownych contenderow.
wsrod innych dalbym Nasha (pech + trener-idiota i zle dobrany support, choc to wina filozofii trenera), NA PEWNO Barona Davisa (brak motywacji w slabych teamach, ale wielki talent overall zmarnowany), mimo wszystko Pistons bo mogliby miec spokojnie ze 3-4 tytuly, Yao ze wzgledu na kontuzje (zdrowy jest jednym z najbardziej impactful zawodnikow ligi, game changer), Kings ze wzgledu na kontuzje i pecha, Bulls ze wzgledu na to ze chyba zawsze popelniali zle decyzje i gdyby tak to podliczyc to mogliby miec teraz sklad z all-star game ;]
wsrod wygranych na pewno Iverson - finaly w 2001 zupelnie zmienily jego rĂŠsumĂŠ, dzieki nim bedzie postrzegany jako jeden z najlepszych zawodnikow ever za to ze "wprowadzil" druzyne do finalow podczas gdy to jego niedoceniani teammates wprowadzili tam Philadelphie dzieki team defense, a Iverson cancerowal w ataku, na pewno rowniez Kidd ktory byl w podobnej sytuacji tyle ze on ogolnie jest bardzo dobrym zawodnikiem w przeciwienstwie do Iversona, ale trafil na podobne okolicznosci, w normalnej sytuacji nigdy nie zblizylby sie do finalow z druzyna jako lider druzyny, jednak zalosnosc tamtego wschodu pozwalala dokonywac rzeczy niemozliwych. umiescilbym tam rowniez Tima Duncana ktory trafil na znakomite warunki w San Antonio, mial dobrze zbudowany zespol, najlepszego coacha ever, mocny support i jedyna skaza jest brak b2b, tym bardziej ze tyle razy byl bardzo blisko - w '04 bylo 0.4 (ironia...), w '06 byl faul Manu, w innych latach kluczowi zawodnicy doznawali kontuzji ('01 albo '02 juz nie pamietam ktos im tam wylecial wazny, '08 Manu sie polamal) albo on sam (w '00 w ogole nie zagral w PO, w '06 gral chyba z kontuzja). pewnie niedlugo sie o tym zapomni, ale w zasadzie niewiele brakowaloby Duncan mial wszystkie mistrzostwa od '03 do '07...
ja generalnie nie lubie uzywac niczego bez kontekstu, dlatego nie dalem takich prawdziwych loserow tutaj. Tmac czy Vince w bardzo duzej mierze sami sobie zawdzieczaja taki, a nie inny los, ale bylo wielu ktorzy nie z wlasnej winy/nie dzieki sobie zostali under/overachieverami.
ale Garnett u mnie spokojnie wygrywa nagrode przegranego (underachievera) dekady.
Koelner - Śr gru 30, 2009 8:22 am
tyle osób już Cię jechało,udowadniało a Ty nadal swoje. nash ,kg najwięksi przegrani ,iverson i duncan wygrani.
do kurwy nędzy to malone i barkley powinni się z webberem pociąć. stockton wysadzić a kemp rzucić się z mostu.
lorak - Śr gru 30, 2009 9:07 am
największy wygrany minionej dekady to Nash. zawodnik, który w latach '90 byłby nieco gorszą wersją Marka Price'a nagle zdobywa dwa MVP. zapaść (pod względem popularności) ligi w pierwszej połowie XXI wieku, niskie wyniki i w efekcie Stern zmienia pewne rzeczy (nie mówię tylko o przepisach), by pomóc ofensywie. do tego kandyjczyk dostaje świetny support, idealnie dopasowany do grania up tempo i zdobywania tony pts. to się nazywa trafić na właściwy moment.
największy przegrany to Carter. jak napisał dh12, świetna seria przeciw Iversonowi, wcześniej najlepszy SDC ever, a w każdym meczu kilka zapierających dech w piersiach akcji i wydawało się, że mamy supergwiazdę na lata. a teraz ludzie wyzywają go od cipek i wypominają mu odejście z toronto (choć np. o tym, co zrobił tak wielbiony Zo się już nie pamięta).
dla przykladu KG zostal wymieniony (past prime) za innego 20/10 wysokiego, ktory w dodatku przyszedl w pakiecie z ~5-6 innymi, a Wolves miedzyczasie pozbyli sie ze skladu kilku cancerow (Ricky Davis, Blount, Mike James) i po tych wszystkich zmianach zakladajac ze KG=Al Jefferson to powinni miec jakies 45-50 zwyciestw conajmniej. w koncu pozbyli sie tych najslabszych pktow i dostali za nich cos w miare wartosciowego. skonczylo sie na 22 zwyciestwach (a Boston w tym czasie + ~40W).
reszty już nie chce mi się komentować, zresztą dh raczej nie będzie zachwycony rozwaleniem tematu, ale tu jest tyle przekłamania wynikającego ze stronniczości, że nie można tego tak zostawić.
ciekawe kto po sezonie '07 stawiał znak równości między KG a Jeffersonem, który dopiero co rozegrał swój pierwszy sezon jako zawodnik S5?
po drugie minnesota bez KG, z wymienionym niemal całym składem przegrała tylko 10 spotkań mniej niż z nim.
'07 Davis, KG, Blount, Hassell, James, Foye, Jaric, Smith, Hudson, McCants
'08 Al, Gomes, Jaric, McCants, Telfair, Brewer, Smith, Foye, Walker, Snyder, Richard, Buckner
to zawodnicy, którzy rozegrali co najmniej 500 minut. w '08 zostali tylko Foye, Smith, Jaric i McCants z czego dwóch ostatnich z zawodników grających razem 32 mpg stali się dużo ważniejszymi elementami rotacji - 56 mpg.
natomiast co celtics to zdaje się doszedł nie tylko KG...
Allen35 - Śr gru 30, 2009 10:16 am
Jak mozna wogule napisac ze ktos kto ma tytul , ma szanse na nastepne , jest uwazany za 1 z najlepszych graczy w lidze ever , w miare przez kariere omijaly kontuje to najwiekszy przegrany dekady?
co najmniej dziwne...
Pozdro
Go Magic
badboys2 - Śr gru 30, 2009 10:55 am
roumiem, ze to podsumowanie dekady czy nie tylko?
dla mnie wielkimi przegranymi tej dekady sa knicks.
co by tu nie wymyslac i przypominac, knicks pozostaja w tej dekadzie symbolem porazki.
odkad odpadli w po z raptors (co to byla za druzyna!!!! vince, timac, jerome williams(!!), charles oakley(!), antonio davis, mo peterson? jeszcze costam mieli)
a knicks staczali sie w dol z dnia na dzien, z sezonu na sezon i wlasciwie, ciezko okreslic kiedy nastapil ich poczatek konca. po odpadnieciu z pacers w po'00 pozegnano wielkiego pata. po nieudanym poczatku sezonu 00/01 zwolniono JVG i skonczyla sie zabawa w wielkim jablku. od tego momentu bylo juz tylko gorzej.
podpisano eisleya i andersona
w 03/04 przybywa thomas i marbury:D zespol awansowal do po ale odpadl z nets
33-49
23-59
33-49
23-59
era d.walsha i mke'a d'antoniego. jak jest kazdy widzi. jezeli kogos to smieszy to fajnie. ale knicks sa w glebokiej dupie. jedyna nadziejanazywa sie lebron james ale ten myslami jest wszedzie tylko nie w uniformie knicks. predzej wyladuje w nets.
byli fajni mlodzi ale oni juz zostali zepsuci. wezmy takiego danilo. chlopak ma swietne papiery, ale przez to, ze jest prowadzony przez takiego coacha a nie innego rzuca po 15 trojek na mecz zapominajac o defensywie. byc moze lato 2010 cos zmieni i knicks skoncza najgorsz dekade w historii klubu. ale jak pozniej wytlumaczyc swojemu 18 letniemu synowi, ze najlepsze lata jego zycia i kibicowania zostaly zmarnowane?
tu juz nawet bulls nie wygladaja tak zle po tych 10 latach. ci przynajmniej wchodzili do playoffs
Julius - Śr gru 30, 2009 11:01 am
Ja akurat zgodzę się z Bastem jesli chodzi o KG - moze nie ze wszystkim co pisze, ale...
Co prawda KG trafił do NBA jako totalny żółtodziób, gdzie zdarzało mu się grywać jeszcze po SFach... Duncan był zawodnikiem starszym, ukształtowanym - 20/10 od 1 sezonu.
Nie zmienia jednak to faktu, że skill-wise KG do Duncana właściwie nic nie brakowało, Duncana mozna bylo ustawc blizej 5ki, KG blizej 3ki. Tim miał troche wiecej atutów podkoszowego, Kevin mial lepszy rzut z dystansu, potrafil też rozdawaćmasę asyst - no ale to też wynikało z systemu w jakim grał Kev (brak true PG)
Dzisiaj oceniając kariery zawodników Tima z miejsca umieszczamy jako jednego z top PF eva, a może jako najlepszego, natomiast co się nasuwa na wspomnienie nazwiska KG ?
To jest właśnie powód dla którego uważam KG za gracza niespełnionego. Mistrzostwo zdobył po swoim primie, właściwie ofensywnie będąc 2, czasami nawet 3 opcją... Troche to mało, jak na najbardziej dominującego gracza ostatnich lat. Kevin napotkał na swojej drodze kilka zapór nie do przeskoczenia na koszykarskim parkiecie, a własciwie jedną - McHale. Jestem przekonany, ze występujac od początku kariery pod Popovichem, czy innym Jacksonem bylby w tej chwili wymieniany na równi z Timem.
Dalej Iverson - można sobie uważać, ze jego finały, jego 2001 sezon był sukcesem tego zawodnika... Ja się z tym zupełnie nie zgadzam... tzn niby lepiej, ze taki byl, jak gdyby mial go nie mieć, ale czy to wystarczajaco duzo jak na zawodnika, ze zdecydowanie jednym z największych serduch ever ? Młody AI był graczem tak bezkompleksowym, ze kiedy zaczynało mu wychodzić był niesamowicie zabójczym, nie było mowy o takich wewnętrznych schizach jak Kobas, ktory tu się poczuł zbyt mało Jordanowato, a innym razem zbyt bardzo. On nie miał parcia, zeby udowodnik, ze jest taki jak MJ, czy ktos przed nim, od początku miał bardzo indywidualne podejscie do wszystkiego i od pierwszego spotkania zaczął udowadniac, ze on sam jest najlepszy. Nie pokazywał języka, jak Kobas, tylko z miejsca obiecał więcej tytulów niż Michael.
Dzisiaj porównanie Kobe-AI wygląda bardzo jednoznacznie. Dzisiaj Kobe jest graczem absolutnie najwyższej półki, uważam, ze był od samego początku bardzo przehypowany, cos jak dzisiaj LeBron, ale chyba jeszcze bardziej, od samego początku miał niesamowitego farta - trafił do zespołu z Shaqiem, najbardziej dominujacym graczem ostatniej dekady - dla SG o charakterystyce Bryanta nie ma chyba nic lepszego.
Shaq miał szczęście, do gry obok Penny'ego, Bryanta, Wade'a, ale tak naprawdę, to każdy z nich miał ogromne szczęście, do gry z Grubym. To nie Shaq przychodził grać z zajebistym niskim, tylko niski przychodził i miał juz w zespole Shaqa. Adaptacja do gry w takich warunkach jest bez porównania łatwiejsza, a kiedy w NBA złapiesz komfort psychiczny, a potem status All, czy Superstara, to jedziesz na tym wózku do końca kariery.
Kolejnym czynnikiem, ktory ułatwił Kobasowi życie jest oczywiscie Phil. Ba. Byłbym nawet skłonny powiedzieć, ze Jax, to osoba, która uratowałą Bryantowi karierę. Nie wiem, jak Wy, ale dla mnie Kobich, to lustrzana odbitka Cartera/Tmaca. Oczywiscie nie mówię o ostatnich latach, ale o takiego RSowego prime'a moze VC tutaj troszkę mniej pasuje, bo on raczej nigdy nie lansowal sie na najlepszego gracza globu, był mniej wyszczekany, ale...
McGrady - swego czasu absolutnie nie do zatrzymania, rzucał masę ważnych, ważniejszych punktow, wygrywal sam mecze, był wymarzonym G/F każdego trenera, ale nigdy nie mial okazji zagrać z coachem z najwyzszej półki. Nie mam nic do Adelmana, bo trener z niego zajebisty, ale autorytetu Phila nie ma nawet połowę.
Kobas potrafil przeciwstawiac się najbardziej utytułowanemu coachowi, pod ktorym mogł w ogóle grać - potrafił podważać autorytet samego Jaxa. Wyobrażacie sobie Kobego, gdyby przyszło mu grać w 'tamtych' Magic co Tracy? Myślę, ze dostałby etykietke uncoachable jeszcze szybciej niż Tmac.
W ogóle sprawa z Kobim wygląda tak, ze on od począku byl uczony gry w miescie, w ktorym oczekuje się od ciebie wygranych. Nie ma czasu na dłuższe rebuildy - jedziemy z koksem cały czas - są kibice, gwiazdy, hollywood - Lakers maja wygrywać, managment zrobi wszystko od atrudnienia za najwieksza kase coachow, po zabulenie gigantycznego luxury tax.
Co by było, gdyby Bryant trafil do Orlando, Toronto ? Gdzie Raps przed VC byli koszykarska prowincją? Gdzie nie ma parcia na wygrywanie, a ludzie jaraja sie twoimi paczkami i meczami po 50 pkt ? Mysle, ze Bryant równie szybko nasiąkłby tą kanadyjską, szarą codziennością.
Myslę, ze Tracy, VC - trafiajac od razu do Shaqa, pod Phila mieliby na swoim koncie pierścionki, a Tmac nie bylby juz 2nd round virgin - bo to byloby w takich warunkach niewykonalne. Podobnie jest z Iversonem - wyobrażacie sobie tą szybkosc, zadziornosc, wole walki w paczce z Shaqiem i autorytetem Jaxa? Ja mysle, ze to mobłaby być prawdziwa dynastia...
Apropos AI i KG przypomniało mi się jeszcze cos takiego - kiedy AI był na wylocie z Sixers pojawiły się bardzo poważne informacje o tym, jakoby KG chciał z AI grać i ze McHale ma zamiar po AI uderzać. Wiecie o co sprawa się rozbiła? o Randy'ego Foya. Sixers go chcieli, McHale, nie chciał go oddac... To też podsumowuje idealnie managment McHale'a... skoro GM bedac od lat w ligowej dupie majac wysokiego klasy KG nie robi wszystkiego co mozliwe, ze dostac na tamta chwile top3 niskich w lidze i zrobic duet KG-AI , to o czym my tutaj w ogole gadamy...
No i wracaajc do Kobasa. Dziecko szczęścia. Wiadomo, ze jak juz grasz w sprawnym systemie, to wygladasz na lepszego koszykarza niz faktycznie musisz byc, ale... kobe na dzien dzisiejszy wyglada kosmicznie.
Pierdole na dziś kosmos Jamesa, bo to jest kosmos mniejszy o kilkanaście galaktyk jak dla mnie. Bryant ma na tą chwile wszystko, by w lidze dominować jeszcze kilka dobrych sezonów. Trenera, skład, ale przede wszsytkim niesamowitą pewnosc siebie, swoich umiejetnosci, wygrałw koncu swoj tytuł, pokazał, ze potrafi i teraz będzie to powtarzałtak długo, az mu ciało odmówi posłuszenstwa, bo jego woli zwycięstwa zakwestionować na pewno nie mozna. Mało tego, ostatnio pokazuje, ze potrafi grac z różnymi kontuzjami na zajebistym poziome i tym samym buduje swoją legendę. Sezon sezonem, ale jak sobie pomyśle, ze moj zespol mialby trafic na Lakers z Bryantem, to niezbyt miło mi się robi. Jesli w tym sezonie nic się nie popieprzy, to Kobich bedzie budowal swoja legendę jeszcze przez pare dobrych lat... Celtics maja juz chyba ostatnią/przedostanią szansę, zeby im cos urwać, Blazers, Nuggs jeszcze nie są gotowi, Spurs chyba już te czasy maja za sobą... Potem Lato 2010 i przetasowania, ktore chyba z dnia na dzien contederow nie wyklaruja.
Dobra, co pamietam dobrego... no jakby nie patrzyc te fajne P02001, Pistons 2004, ktorzy skopali dupe dreamteamowi Lakers, to tym jak sciagnali my mana Sheeda. Ciężko zapomniec o swietnych Sacto z Vlakiem Divacem i Cwebbem pod koszem. Juz z 10lat temu... Knicks znaczących cos w PO, nie zapomne też na pewno KG, ktorego po boxscorach ogladalo się z wiekszym podziwem niz dzis LeBrona... Kiedys nudnego, a dzis zajebiscie doccenianego Duncana, Utah Sloana, ktorzy zamiast spaść do loterii załapali się do PO (jakos po odejsciu Stocktona i Malone'a)
Dobra spadywac musze, mam nadzieje ze w miare składnie wyszlo, bo nei mialem czasu czytac 2x
Allen35 - Śr gru 30, 2009 11:07 am
A jeszcze moze wspomne o moim ulubionym zawodniku Peny Hardaway, to byl grajek dopiero , niestety kontuzje...
Van - Śr gru 30, 2009 12:26 pm
największy wygrany minionej dekady to Nash. zawodnik, który w latach '90 byłby nieco gorszą wersją Marka Price'a nagle zdobywa dwa MVP. zapaść (pod względem popularności) ligi w pierwszej połowie XXI wieku, niskie wyniki i w efekcie Stern zmienia pewne rzeczy (nie mówię tylko o przepisach), by pomóc ofensywie. do tego kandyjczyk dostaje świetny support, idealnie dopasowany do grania up tempo i zdobywania tony pts. to się nazywa trafić na właściwy moment.
wiesz Lorak podając dokładnie Twoje argumenty można Nasha nazwać największym przegranym tej dekady bo pomimo tego wszystkiego nigdy nie został mistrzem, nigdy nie zagrał w finale
Shaq miał szczęście, do gry obok Penny'ego, Bryanta, Wade'a, ale tak naprawdę, to każdy z nich miał ogromne szczęście, do gry z Grubym.
tak, a to dlaczego ? by mogli potem słuchać, że to tylko dzięki niemu wygrali ? w przypadku Bryanta pomijając kwestię wygrywania były początkowo również teksty, że nawet statystyki miał tak dobre dzięki graniu z nim
Myslę, ze Tracy, VC - trafiajac od razu do Shaqa, pod Phila mieliby na swoim koncie pierścionki, a Tmac nie bylby juz 2nd round virgin - bo to byloby w takich warunkach niewykonalne. Podobnie jest z Iversonem - wyobrażacie sobie tą szybkosc, zadziornosc, wole walki w paczce z Shaqiem i autorytetem Jaxa? Ja mysle, ze to mobłaby być prawdziwa dynastia...
T-Mac chciał być samodzielnym liderem więc odszedł z Raptors skąd pomysł, że godziłby się z graniem w tak dużym cieniu jaki rzucał Shaq ? wyobrażasz sobie jak reagowałby Iverson gdyby był niszczony przez Shaqa regularnie przy reszcie drużyny ? wyobrażasz sobie jak reagowałby gdyby Phil kazał mu się poświęcać swoją grę dla Shaqa ? już o takich czysto koszykarskich szczególach jak brak umiejętności gry bez piłki nie wspominam, pieprzyć głupoty czy rozmarzyć się jest łatwo zwłaszcza jak się nie ma ich kompletnie czym poprzeć.
Nie wiem, jak Wy, ale dla mnie Kobich, to lustrzana odbitka Cartera/Tmaca.
ech, a takie słowa jak defensywa, etyka pracy, cokolwiek znaczą ? bo przy tych wszystkich opowieściach o tych dwóch i Iversonie jakoś w ogóle o tym nie wspominasz. Zwłaszcza ta etyka pracy jest czymś co zdecydowało o tym, że kariery Bryanta różnią się od tych gości
Jeżeli chodzi o Garnetta trochę sam jest sobie winny, że nie zrobił czegoś z tym burdelem i tyle lat siedział sobie cicho, on był tą organizacją więc jeżeli na gracza o takiej pozycji nie miał wpływu na to co działo się w klubie to coś jest chyba nie tak.
spabloo - Śr gru 30, 2009 12:47 pm
T-Mac chciał być samodzielnym liderem więc odszedł z Raptors skąd pomysł, że godziłby się z graniem w tak dużym cieniu jaki rzucał Shaq ?
Myślisz, że przewidział, że Hill nie będzie w stanie do końca kariery pozbierać się po kontuzji? Poza tym jeszcze przed odejściem z Orlando czytałem, że z O'Nealem byli (są?) w koleżeńskich stosunkach i jako jeden z potencjalnych kierunków przeprowadzki wymieniano LA (pewnie kogoś poniosła fantazja, ale może gra z O'Nealem nie byłaby dla niego wielkim problemem).
badboys2 - Śr gru 30, 2009 12:59 pm
dajcie kobemu zamiast shaqa duncana
dajcie shaqowi zamiast kobego vince'a/timaka
jestem ciekawy ktory duet zdobylby wiecej w tej dekadzie
Van - Śr gru 30, 2009 1:04 pm
T-Mac chciał być samodzielnym liderem więc odszedł z Raptors skąd pomysł, że godziłby się z graniem w tak dużym cieniu jaki rzucał Shaq ?
Myślisz, że przewidział, że Hill nie będzie w stanie do końca kariery pozbierać się po kontuzji? Poza tym jeszcze przed odejściem z Orlando czytałem, że z O'Nealem byli (są?) w koleżeńskich stosunkach i jako jeden z potencjalnych kierunków przeprowadzki wymieniano LA (pewnie kogoś poniosła fantazja, ale może gra z O'Nealem nie byłaby dla niego wielkim problemem).
Julius - Śr gru 30, 2009 1:16 pm
tak, a to dlaczego ? by mogli potem słuchać, że to tylko dzięki niemu wygrali ? w przypadku Bryanta pomijając kwestię wygrywania były początkowo również teksty, że nawet statystyki miał tak dobre dzięki graniu z nim
Napisałem Ci dlaczego... Chyba niczym nowym jest stwierdzenie, że ogromną różnicę robi, gdzie wylądujesz w trakcie draftu... Są oczywiscie jednostki, które potrafią się wybijać niezależnie od gówna w jakim się znajdą, ale w przypadku chociażby Kobego, ktory był totalnym żółtodziobem obecność Shaqa miała ogromne znaczenie. Mógł się rozwijać, pod cieplutką pierzynką, w ataku miał więcej miejsca, dzieki temu nabierał pewnosci siebie itd. Oczywiscie wiązało się to też z pewnymi niedogodnosciami, ale coś za coś. Shaq przez ostatnie lata był chyba zawodnikiem, z ktorym chciałby grać dosłownie każdy niski. Nawet AI za swoch bucowatych czasów pytany o Shaqa odpowiadał, ze chciałby z nim grać, bo majac obok siebie takiego gościa z miejsca stajesz się contenderem...
O Pennym tak duzo nie powiem, bo nie ogladalem go tyle, co Wade'a i KB z oczywistych względów... Wade natomiasr przed Shaqiem był fajnym młodzianem, miewał juz przebłyski, ale czy na tamta chwile mozna bylo powiedzieć, ze ten koleś pociągnie zespół, zagra niesamowite PO i zdobędzie MVP Finals w swoim 3 sezonie gry? Czy Wade sam w sobie był aż tak zajebisty?
Te mecze, w ktorych Shaq dawał dupy, kiedy Kobas mógł się popisywac - byc clutch, ciągnać zespół - ładnie to wygląda, ale o ile za sprawą obecnosci Shaqa na parkiecie wiecej miejsca miał Bryant ? Fakt, ze D była ustawiana pod Shaqa, a nie pod niego juz robi kolosalną różnicę.
T-Mac chciał być samodzielnym liderem więc odszedł z Raptors skąd pomysł, że godziłby się z graniem w tak dużym cieniu jaki rzucał Shaq ? wyobrażasz sobie jak reagowałby Iverson gdyby był niszczony przez Shaqa regularnie przy reszcie drużyny ? wyobrażasz sobie jak reagowałby gdyby Phil kazał mu się poświęcać swoją grę dla Shaqa ? już o takich czysto koszykarskich szczególach jak brak umiejętności gry bez piłki nie wspominam, pieprzyć głupoty czy rozmarzyć się jest łatwo zwłaszcza jak się nie ma ich kompletnie czym poprzeć.
Tmac miał u swojego boku drugiego niskiego, Iverson jesli wziąć pod uwagę chociażby Stacka - to samo...
Zupełnie inną sytuacją jest, kiedy po drafcie/tradzie trafiasz do teamu z gigantycznym Shaqiem, ktory ma renomę gościa dzięki któremu można wygrywać, a inną sytuacją jest, kiedy widzisz w zespole goscia, o podobnych warunkach, ktory potrzebuje miec piłę w rękach i może na parkiecie robić to samo co ty - z tym, ze w Twoich oczach gorzej...
Co do traktowania Kobe'go przez Shaqa - mysle ze w duzej mierze brało się to z tego, ze Kobas był po prostu podrostkiem, ktoremu wydawalo się wiecej niz bylo... Shaq znał go od małolata i traktował z góry, jak rookasa z tego co zauważyłem, drażnił się z nim, pogrywał z nim... Iverson ma jako człowiek inny charakter... Zauważ, ze nawet w życiu są ludzie, ktorzy są od Ciebie więksi, teoretycznie silnejsi, a nie masz oporów zazartowac sobie z nich, czy 'pojechac ich' w zarcie, a sa tacy, ktorzy mimo, ze patrza na Ciebie z dołu budzą jakiś taki respekt, ktory powoduje dystans. Jak dla mnie takim gosciem, z takim mocnym charakterem i silnym spojrzeniem był/jest Iverson i nie wydaje mi się, zeby Shaq go w ten sam sposób traktował... Ba mysle, ze nawet Kobe'go by traktował inaczej, gdyby Bryant trafił do Lakers jako ukształtowany juz zawodnik...
ech, a takie słowa jak defensywa, etyka pracy, cokolwiek znaczą ? bo przy tych wszystkich opowieściach o tych dwóch i Iversonie jakoś w ogóle o tym nie wspominasz. Zwłaszcza ta etyka pracy jest czymś co zdecydowało o tym, że kariery Bryanta różnią się od tych gości
lorak - Śr gru 30, 2009 1:47 pm
największy wygrany minionej dekady to Nash. zawodnik, który w latach '90 byłby nieco gorszą wersją Marka Price'a nagle zdobywa dwa MVP. zapaść (pod względem popularności) ligi w pierwszej połowie XXI wieku, niskie wyniki i w efekcie Stern zmienia pewne rzeczy (nie mówię tylko o przepisach), by pomóc ofensywie. do tego kandyjczyk dostaje świetny support, idealnie dopasowany do grania up tempo i zdobywania tony pts. to się nazywa trafić na właściwy moment.
wiesz Lorak podając dokładnie Twoje argumenty można Nasha nazwać największym przegranym tej dekady bo pomimo tego wszystkiego nigdy nie został mistrzem, nigdy nie zagrał w finale
Van - Śr gru 30, 2009 1:53 pm
Shaq przez ostatnie lata był chyba zawodnikiem, z ktorym chciałby grać dosłownie każdy niski. Nawet AI za swoch bucowatych czasów pytany o Shaqa odpowiadał, ze chciałby z nim grać, bo majac obok siebie takiego gościa z miejsca stajesz się contenderem...
wiesz gadać sobie każdy może tylko nie gwarantuje to wcale tego, że potem to się faktycznie tak układa jak się niektórym graczom czy kibicom wydaje.
O Pennym tak duzo nie powiem, bo nie ogladalem go tyle, co Wade'a i KB z oczywistych względów... Wade natomiasr przed Shaqiem był fajnym młodzianem, miewał juz przebłyski, ale czy na tamta chwile mozna bylo powiedzieć, ze ten koleś pociągnie zespół, zagra niesamowite PO i zdobędzie MVP Finals w swoim 3 sezonie gry? Czy Wade sam w sobie był aż tak zajebisty?
Te mecze, w ktorych Shaq dawał dupy, kiedy Kobas mógł się popisywac - byc clutch, ciągnać zespół - ładnie to wygląda, ale o ile za sprawą obecnosci Shaqa na parkiecie wiecej miejsca miał Bryant ? Fakt, ze D była ustawiana pod Shaqa, a nie pod niego juz robi kolosalną różnicę.
Chytruz - Śr gru 30, 2009 2:19 pm
największy wygrany minionej dekady to Nash. zawodnik, który w latach '90 byłby nieco gorszą wersją Marka Price'a nagle zdobywa dwa MVP. zapaść (pod względem popularności) ligi w pierwszej połowie XXI wieku, niskie wyniki i w efekcie Stern zmienia pewne rzeczy (nie mówię tylko o przepisach), by pomóc ofensywie. do tego kandyjczyk dostaje świetny support, idealnie dopasowany do grania up tempo i zdobywania tony pts. to się nazywa trafić na właściwy moment.
Zmiana przepisów = 2xMVP Nasha to jeden z lepszych farmazonów jakie słyszałem. Nash jako shooter i grający głównie na obwodzie, po zmianie przepisów nie ma ułamka ułatwień, jakie mają choćby LeBron, Wade czy Chris Paul.
Poza tym Lebron, Bryant czy Wade też miewali świetny i dopasowany support i jakoś nikt nie przekuwa tego na zarzut przeciwko nim.
W ogóle Lorak, to od kiedy prowadzisz krucjatę przeciw Nashowi, bo pomiętam, że dawniej broniłeś jego MVP jako słusznych i mówiłeś, że jest lepszym obrońcą niż się uważa?
dla przykladu KG zostal wymieniony (past prime) za innego 20/10 wysokiego, ktory w dodatku przyszedl w pakiecie z ~5-6 innymi, a Wolves miedzyczasie pozbyli sie ze skladu kilku cancerow (Ricky Davis, Blount, Mike James) i po tych wszystkich zmianach zakladajac ze KG=Al Jefferson to powinni miec jakies 45-50 zwyciestw conajmniej
Też dobre. Z Garnettem rok wcześniej wygrali 32 mecze, rozwalili CAŁY team i z Alem wygrali 22, a powinni 45-50, gdyby był tak dobry jak Garnett. Vintage Bastillon.
Julius - Śr gru 30, 2009 3:03 pm
KaBe o czym Ty bredzisz ? przecież właśnie wcześniej o tym pisałem czy Kobe grając po Shaqu nie udowodnił, że on nie potrzebuje na parkiecie robiącego mu miejsce Shaqa do bycia clutch, do ciągnięcia zespołu ?. W pierwszym sezonie bez Shaqa sporo tego pieprzenia się pojawiało, ale wydawało mi się, że tym co robił już od kolejnego sezonu i robi wciąż wszystkim klapki z oczu powinny już spaść. Czy Wade był już tak zajebisty ? jeżeli pominąć to o czym ja zawsze wspominałem o nim to myślę, że tak, nie potrzebował specjalnie do tego co robił Shaqa, na pewno jak każdy potrzebował dobrego wsparcia, ale nie znacz to, ze Shaqa wtedy nie dałoby się łatwo zastąpić.
lorak - Śr gru 30, 2009 3:34 pm
największy wygrany minionej dekady to Nash. zawodnik, który w latach '90 byłby nieco gorszą wersją Marka Price'a nagle zdobywa dwa MVP. zapaść (pod względem popularności) ligi w pierwszej połowie XXI wieku, niskie wyniki i w efekcie Stern zmienia pewne rzeczy (nie mówię tylko o przepisach), by pomóc ofensywie. do tego kandyjczyk dostaje świetny support, idealnie dopasowany do grania up tempo i zdobywania tony pts. to się nazywa trafić na właściwy moment.
Zmiana przepisów = 2xMVP Nasha to jeden z lepszych farmazonów jakie słyszałem. Nash jako shooter i grający głównie na obwodzie, po zmianie przepisów nie ma ułamka ułatwień, jakie mają choćby LeBron, Wade czy Chris Paul.
dh12 - Śr gru 30, 2009 3:52 pm
no to powspominaliśmy
wiecie kogo mi jeszcze żal?
pacers za brawl
po tym na dobra sprawe zespol sie rozpadl i stracil swój charakter którego nie odzyskał aż do teraz.
niby w PO'05 jeszcze mieli całkiem niezły zespol, ale duza czesc sezonu przez wykluczenia rozgrywali strasznymi pionkami, s5 - gill, harrison, croshere, jones, jones - mowi sama za siebie
mimo to udalo im sie dograc jakos do playoffs i tam juz bez artesta walczyli z pistons w 2rd. jak mocnym zespolem byli kiedy artest grał w koszykowke najlepiej pokazał poprzedni sezon, kiedy w po'04 byli w sumie 2 najlepsza ekipa ligii.
potem przyszły kontuzje JO szczególnie, chemia w zespole nie istniała, artest w sumie nie był aktywnym koszykarzem i bardzo fajna, pro-defensywna i stosunkowo młoda ekipa rozpadła sie na dobre.
na polce z niespelnionym potencjałem, zdecydowanie tuż za kings i blazers z poczatku dekady.
tak sobie pomyslalem jeszcze o wielkich wygranych dekady i co by nie mowic to chauncey billups jest mega zwyciezca i mega szczesciarzem. świetny system, świetny support, dwa dobre sezony, mvp finals (on i parker sa najgorszymi nagrodzonymi all time) i teraz jeszcze dobra przygoda w denver, gdzie jego przybycie zbiegło sie z odnoszeniem sukcesow przez nuggs, sprawia ze billups jest wysoko w rankingu najlepszych pg dekady.
mr big shot ktory trafil moze dwa na prawde wazne rzuty, a najczesciej w najwazniejszych meczach zdarzalo mu sie znikac (g4 ecf03 / g7 nba finals05/ g6 ecf06 / g6 ecf07 - wszystko to series clinchery w ktorych forma billupsa spadała diametralnie) seria ecf04 z pacers to tez byla strasznie slaba dla billupsa i jedynym zawodnikiem ktory grał swoje całe 6 spotkan byl rip hamilton. de facto wiecej spotkan dla prime pistons wygrał ben wallace i szczegolnie rip hamilton, ktory jest bardzo niedoceniany jako PO performer - strasznie równy, produktywny, skuteczny i nie popełniajacy błędów.
Van - Śr gru 30, 2009 3:59 pm
KaBe skoro uważasz, że dla młodego gracza, który trafia do ligi najlepszym możliwym miejsce jest trafić do zespołu, który nastawiony jest na wygrywanie na już, mającego przed sobą na tej samej pozycji All-Stara, do tego lider drużyny dość szybko stara się pokazać, że to on tu rządzi, że to jego zespół i w gówniarski sposób daje to temu młodemu do zrozumienia. Z drugiej strony można trafić do zespołu gdzie od początku kariery stawiają na ciebie, drużyna jest wokół ciebie budowana, masz szansę rozwijać się wraz z nią. W ten sposób najwięcej tych wielkich legend się narodziło, Bryant to wyjątek, któremu się udało w inny sposób przebić do bycia też jednym z tych największych a rozpisujesz się jakie to komfortowe warunki miał
Nie chcesz po prostu przyjąć do wiadomości tego, że najczęściej ci najlepsi przechodzili drogę Iversona czy Cartera tylko są tacy, którzy potrafili coś z tym zrobić i potwierdzić, że budowanie wokół nich drużyny było słusznym posunięciem, ale są też tacy, którzy już tego zrobić nie potrafili czasami głównie z własnej winy czasami nie, jak jest z Iversonem się i tak nie dogadamy. Oszczędź mi opowieści science fiction o tym jak to duet AI-Shaq mógłby funkcjonować, McGrady czy Carter tak, ale nie Iverson, gość, który otwarcie mówił, że zdobędzie więcej tytułów od Jordana, który nawet na tym etapie kariery nie potrafił poświęcić się dla dobra zespołu, a co dopiero kiedyś, jego defensywa do pary z Shaqiem, klepanie piłki, właśnie to granie 1na1, jego warunki fizyczne, Phil i jego trójkąciki, granie bez piłki itd po prostu daj sobie spokój
Luki - Śr gru 30, 2009 5:10 pm
Najwięksi przegrani:
* Steve Nash, piszcie co chcecie, ale to świetny zawodnik i tylko chamski faul Roberta Horrego pozbawił go szan na tytuł. Szkoda, dla mnie wielka bo Stivi tytułu już raczej nie zdobędzie a tak miałby niezły dorobek(all-nba first team, najwięcej asyst, 2x mvp, ileśtam występów w all-star teamach... no i brakuje misia..)
* D-Wade. Dlaczego? Bo mi wciąż szkoda, że doznał kontuzji, z Van Gundym spokojnie zdobyłby swojego pierwszego misia. Tak ma w sumie chociaż jednego, teraz ciulowy zespół, ale jakieś tam perspektywy na przyszłość. No i czemu w tamtym roku nie dostał MVP?
* Dirk, mega talent, kilka razy miał szanse, ale na razie tytułu brak
* T-mac i Carter, jednego pożerają kontuzje, drugi staje się cieniem siebie
Najwięksi wygrani:
*Shaq
*Kobe- Ci dwaj wiadomo, mili dużo szczęscia no i już są w HoF
*Tim- best pf eva <3
*Lebron- nic nie zrobił a i tak jest już wygranym
Chytruz - Śr gru 30, 2009 7:07 pm
a czy ja tak mówię, że zmiana przepisów = 2MVP Nasha?
Nie, ale wspominając o tym wpisałeś się nieco w pewien profil. Z czymś w stylu 2MVP Nasha = zmiana przepisów już się spotkałem. Chociaż przynajmniej przyznajesz, że inni bardziej na tym korzystają.
BTW, jeśli porównamy skuteczność rzutów Nasha w dallas (a więc bez jego dwóch pierwszych sezonów, gdy był rezerwowym) z czasami w suns od â05 to zobaczymy, że jego eFG z 53.1% wzrosło do 58.6%. rozkładając to jeszcze na rzuty za 2 i za 3 w tych pierwszych skoczył z 49% do 54.5, a w trójkach z 41.6% do 44.8. więc albo mamy do czynienia z cudownym rozwojem po trzydziestce, alboâŚ?
Albo ze zmianą roli i systemu. Nash w Dallas miał team nie ustawiony pod siebie i wielu zawodników, którzy musieli grać z piłką. W Suns jest liderem i przez niego idzie ofensywa, ma team ustawiony pod siebie i dopasowanych zawodników, z czego niektórzy robią zarzut wobec niego, bo nabija sobie 18-11 w systemie skontruowanym pod niego. Różnica między nim a LeBronem czy CP3 jest taka, że oni nigdy nie grali w zespole, w którym to nie wokół nich kręciłby się atak. Ciekawe czy Lebron zrobiłby 30-7-7 z na przykład pochłaniającym rzuty i piłkę Arenasem, dzisiejszym Shaqiem na środku i bez shooterów, którzy rozciągną mu obronę. Albo czy CP3 robiłby 22-11, gdyby dać go teraz do Portland, którzy grają przez Roya. Pewnie nie. Ale Nash jest chujowy, bo gra w dobrym dla niego systemie i nabija statsy, a w Dallas przy Nellieball i milionie scorerów nie wygladał tak fajnie.
zresztą jeśli ktoś chciałby bronić teorii cudownego rozwoju, to można ją w tym przypadku zweryfikować poprzez spojrzenie na skuteczność FTs, czyli czynnika w minimalnym stopniu zależnego od wydarzeń na parkiecie. i Nash owszem, poprawił się â z 89.8% do 91.1 jest to jednak postęp nieporównywalnie mniejszy niż w pozostałych kategoriach. w FTs bowiem poprawił się tylko o 1.4% natomiast w 3pts o 7.1%, w eFG o 9.6% a w 2pts o 10.1% innymi słowy w trójkach poprawił się pięć razy bardziej niż w FTs, a w 2pts i eFG 7 razy bardziej.
Rzut za 3 rządzi się innymi prawami niż FT, niektórzy zawodnicy z dobrym rzutem jak np Zach Randolph są słabi zza łuku, bo po prostu takiej odległości nie obejmuje ich zasięg. Innym moim ulubionym przykładem jest Redick, który w jednym sezonie w Duke miał 96% FT, a w NBA chocby w tym roku trafia tylko 79%, choć rzuca je w tych samych warunkach. Oduczył się rzucac?
Poza tym z tymi procentami nie można tego tak liczyć, bo działasz na różnych wartościach, % FT w przypadku Nasha oscyluje w okolicach 90, a % FG poniżej 50, nie można sobie tak po prostu porównać poprawy o 1.4% w FT do 10% 2 pt FG. Jak słoń przytyje 30 kilo, to nikt tego nie zauważy, jak twoja dziewczyna przytyje 30 kilo to jest, że tak powiem lipa.
Przem - Śr gru 30, 2009 7:08 pm
lorak walnąłeś przegięcie niesamowite jeśli chodzi o porównanie nasha do Price'a
Dla mnie masakra i chciałbym aby skończyło się w końcu lukrowanie i wywyższanie lat 90, bo nie były wcale takie fantastyczne w porównaniu do tego co teraz się gra. ba! ludzie narzekają, że są takie słabe ekipy w tej chwili w lidze, a ja patrzę i widzę zdecydowanie bardziej wyrównaną ligę niżeli była w latach 90, ale w dupie z 90. Miniona dekada charakteryzować się będzie przede wszystkim kolorem. Dla mnie to wygląda jakby w 2000 jebło tęczą w NBA i szarość została zastąpiona barwami które rozświetliły tę dekadę.
Były sunsy i Nashy ze swoim bieganiem były Cartery ze wsadami był J-Rich z czymś czego się nie widywało nigdy w SDC. Był Iver który strzelił pstryczka w nos Lakersom w finale był Larry Brown, który prowadził Sixers i Pistons. Była Indiana z Birdem i Carlislem.
Słynne Palace czyli Artysta vs Big Ben. Do tej pory mam bekę jak Brown rypnął mikrofonem
Solidne Pistonsy ze swą defensywą. Przyszedł Lebron i nowa fala swietnych zawodników. Odszedł MJ.
D-Whistle w finałach, Alzonzo i Pat Riley, Dirk kopiący rower, Bowen kopiący Allena, a w Bostonie nawet zdobyli puchara. Ślepej kurze ziarno też się trafi.
Miliony dolców - Ming ściąga chinoli, stern działa, ale nakazuje ściągać ciuchy i ubierać się w jakieś łachmeńskie garniaki.
Marcin Gortat w lidze! lampa też był, ale nie błysnął. W dupie z polską.
Można by wymieniać i wymieniać, ale ta dekada to w zasadzie bitwa dwóch ekip o supremację, walka dwóch zawodników o statut najlepszego.
Spurs vs Lakers, Shaq vs Tim.
Lakers 3 tytuły
Spurs 3 tytuły
Lakers rozpoczęli od demolki a później bolesna przebudowa na której wyrósł Bryant, ale dopiero po powrocie Jaxa, no tak na maxa. I w chwili obecnej są znowu faworytem.
Shaq niszczył pod koszem , Kobe celował z dystansu, rozpierduchali Philę i Nets, później Kobe rozpykał Orlando. Można tylko pozazdrościć fanom LA tej słodyczy. Tego że w la chce się grać najlepszym, tegoi że cwaniaki tam żadzą i w ogóle w ogóle ...
Spurs natomiast budwali własciwie non-stop wokół Tima, cięzko im było łapać zawodników. Trafił się młody Francuz pod koniec rundy draftu, trafił się argentyńczyk, który jakimś cudem okazał się przetalentem i uformowała się trójka koszykarzy, którzy ciągnęli ten wózek do najlepszego rekordu wsród wszystkich ekip profesjonalnego sportu w USA. Ja byłem świadkiem ich wygranej i totalnej dominacji tima w 2003, ja byłem światkiem ich siedmiomeczowej ciężkiej batalii z Pistons i ja byłem również świadkiem ich zwycięstwa nad cavs. Mieli również spektakularne porażki czyli 0.4 oraz faul Manu.
Jakby jednak nie patrzeć te dwie ekipy rozdawały karty w tej dekadzie.
shaq vs Tim
oczywiście Tim
Julius - Śr gru 30, 2009 7:43 pm
KaBe skoro uważasz, że dla młodego gracza, który trafia do ligi najlepszym możliwym miejsce jest trafić do zespołu, który nastawiony jest na wygrywanie na już, mającego przed sobą na tej samej pozycji All-Stara, do tego lider drużyny dość szybko stara się pokazać, że to on tu rządzi, że to jego zespół i w gówniarski sposób daje to temu młodemu do zrozumienia. Z drugiej strony można trafić do zespołu gdzie od początku kariery stawiają na ciebie, drużyna jest wokół ciebie budowana, masz szansę rozwijać się wraz z nią. W ten sposób najwięcej tych wielkich legend się narodziło, Bryant to wyjątek, któremu się udało w inny sposób przebić do bycia też jednym z tych największych a rozpisujesz się jakie to komfortowe warunki miał
Lider dosc szybko pokazuje mu "kto tu rządzi ? " tzn w ktorym to było roku ? 2002? Po 4-5latach wspólnej gry? Ile Kobicz miał lat, kiedy rozpoczęły się pierwsze poważniejsze konflikty, na linii KB-Shaq ? 23, 24? W takim układzie 'szybko' to 6-7 latach wspólnej gry? Czy może wcześniej ? Bo jeśli wcześniej, to faktycznie Shaq buraka odjebal, ze nie chciał oddać pałeczki w swoim primie 21 letniemu gówniarzowi z kompleksem Jordana...
Eddie Jones z tego co mi wiadomo grywał na pozycjach 2-3, więc tak do końca wcale się nie dublowali, zresztą Jones z tego co mi wiadomo grał w jednej piątce z Bryantem... Sam Eddie jest zresztą przykładem kolejnego niskiego, ktory wypromował się na Shaqu i potem poszedł w świat... Za czasów gry z Shaqiem - mimo ze jakichs kosmicznych sezonów nie mial wybierany byl do ASG dwukrotnie, co bez Shaqa rzutem na taśmę udało mu się juz tylko raz...
Nie rób zresztą z Kobasa goscia, ktory musiał się zmagac z niewiadomo jakimi przeciami losu. Lakers oddali za niego swojego czołowego zawodnika i od początku dostawał dużo minut, mimo, ze 'musial sie przebijac majac u swojego boku Allstara' W LA od początku wiązano z nim spore nadzieje, bo dosc łatwo i szybko pozbyli się przecież wspomnianego EJ'a wybierajac Kobiego...
Ile tych wielkich legend w zespolach budowanych od 0 się narodziło ? Na pewno dużo... Ile w tych zespołach skonczyło z mistrzostwem?
Lakers i kupiony Shaq
Spurs i wydraftowany do prawie gotowego zespolu Timmy
Nets i tradowany Kidd, VC
Pistons 2004? ktoś z S5 był 'wychowankiem' ?
Miami i tradowany Shaq
Celtics i tradowani Allen i KG
Kiedy do finałów ostatnio trafil zespol budowany od podstaw na juniorach ? Najlepsze teamy powstaja, kiedy do w miarę dobrej paczki trafi ktos młody, albo, kiedy do młodych dokupi się gwiazdę...
Jesli młody zespoł jest rozsądnie budowany od 0 - to pewnie, że wygodniej jest w takim się rozwijać, ale pod warunkiem, ze jest budowany z głowa i wraz z rozwojem przyjda wygrane, będzie progres, dobry coach - ile teamow jest przebudowywanych co roku i nic z tego nie wynika ? Raps, Grizz, Clippers, Wolves ?
Natomiast trafiajac do zespołu z dominujacym wysokim... no nie mozesz trafic lepiej. Nawet konkurencja w postaci goscia na Twojej pozycji nie przeszkadza... Oczywiscie talent, talentem, ale czy myslisz, ze Carter, Tmac by się u boku Eddiego Jonesa nie wybili ? Mam zgoła odmienne zdanie.
Co do pary AI-Shaq faktcznie dajmy sobie spokój...
lorak - Śr gru 30, 2009 8:01 pm
Albo ze zmianą roli i systemu. Nash w Dallas miał team nie ustawiony pod siebie i wielu zawodników, którzy musieli grać z piłką. W Suns jest liderem i przez niego idzie ofensywa, ma team ustawiony pod siebie i dopasowanych zawodników
a możesz to wyjaśnić jakoś na konkretnych przykładach? np. w jaki sposób inna rola w drużynie wpłynęła na zwiększenie jego skuteczności rzutów? bo trochę ciężko uwierzyć w to, że trudniej mu było trafiać, gdy defensywy przeciwników były skupione na Dirku. a jak nie na Nowitzkim, to na Finleyâu.
zresztą jeśli ktoś chciałby bronić teorii cudownego rozwoju, to można ją w tym przypadku zweryfikować poprzez spojrzenie na skuteczność FTs, czyli czynnika w minimalnym stopniu zależnego od wydarzeń na parkiecie. i Nash owszem, poprawił się â z 89.8% do 91.1 jest to jednak postęp nieporównywalnie mniejszy niż w pozostałych kategoriach. w FTs bowiem poprawił się tylko o 1.4% natomiast w 3pts o 7.1%, w eFG o 9.6% a w 2pts o 10.1% innymi słowy w trójkach poprawił się pięć razy bardziej niż w FTs, a w 2pts i eFG 7 razy bardziej.
Rzut za 3 rządzi się innymi prawami niż FT, niektórzy zawodnicy z dobrym rzutem jak np Zach Randolph są słabi zza łuku, bo po prostu takiej odległości nie obejmuje ich zasięg. Innym moim ulubionym przykładem jest Redick, który w jednym sezonie w Duke miał 96% FT, a w NBA chocby w tym roku trafia tylko 79%, choć rzuca je w tych samych warunkach. Oduczył się rzucac?
Bastillon - Śr gru 30, 2009 8:14 pm
piszę tylko dlaczego uważam go za wygranego minionej dekady â a na to się składają przecież takie sprawy, jak trafienie z odpowiednim supportem. przecież gdyby miał inny skład, np. zamiast dwóch ofensywnie nastawionych wysokich jednego typowego kołka od D, a wśród niskich stopera w stylu Bowena, to nie mielibyśmy takich cudownych ofensyw.
Van - Śr gru 30, 2009 8:16 pm
Lider dosc szybko pokazuje mu "kto tu rządzi ? " tzn w ktorym to było roku ? 2002? Po 4-5latach wspólnej gry? Ile Kobicz miał lat, kiedy rozpoczęły się pierwsze poważniejsze konflikty, na linii KB-Shaq ? 23, 24? W takim układzie 'szybko' to 6-7 latach wspólnej gry? Czy może wcześniej ? Bo jeśli wcześniej, to faktycznie Shaq buraka odjebal, ze nie chciał oddać pałeczki w swoim primie 21 letniemu gówniarzowi z kompleksem Jordana...
zawsze wiedziałem, że masz klapki na oczach, ale nie wiedziałem, że do tego stopnia, że dyskutuję ze ślepym o kolorach, cóż mój błąd jak się kiedyś dokształcisz w temacie to możemy powrócić do dyskusji, póki co ja kończę.
Julius - Śr gru 30, 2009 8:20 pm
póki co ja kończę
Bastillon - Śr gru 30, 2009 8:20 pm
co do KG to napisze krotko - Garnett osiagnal 10 zwyciestw wiecej niz Al Jefferson majac ZNACZNIE gorszy support. Ricky Davis gral 3022 minut, Blount 2544, Mike James 2069, Hassell 2223. z taka banda cancerow Jefferson w zyciu nie pomarzylby o 22 zwyciestwach. 12 byloby sporym wyzwaniem w takiej sytuacji. Al rowniez nie mial dobrego supportu, ale to i tak znacznie wiecej niz cokolwiek mial do zaoferowania support '07.
nie bylo ZADNEGO przypadku w historii gdzie gracz 20/10 przychodzilby do druzyny w pakiecie z kilkoma innymi zawodnikami, a ta druzyna mimo to przegrywala 10 meczy wiecej (a tutaj nawet nie jest wziete pod uwage ze Wolves sie wzmocnili wywalajac najslabsze elementy z druzyny).
lorak - Śr gru 30, 2009 8:38 pm
a sam Nash ma najwyzsze off +/- ze wszystkich zawodnikow dekady
podaj link do źródła.
Bastillon - Śr gru 30, 2009 8:58 pm
znasz go, podalem je w innym temacie, te dwie tabelki Ilardiego. podaj mi link do zrodla na podstawie ktorego Mark Price jest lepszym zawodnikiem niz Steve Nash i jest to FAKTEM, jak sam zreszta napisales.
Fakt w rozumieniu potocznym jest to wydarzenie, które miało miejsce w określonym miejscu i czasie. W tym sensie faktem nie może być zdarzenie, które nie miało jeszcze miejsca, można jednak mówić o przewidywaniu przyszłych faktów - czyli zdarzeń które najprawdopodobniej się wydarzą. Zdarzenia te jednak stają się faktami dopiero wtedy, gdy się już wydarzą.
czekam.
PS. Nowitzki ma znacznie blizej do Birda niz Price do Nasha.
Przem - Śr gru 30, 2009 8:59 pm
Przem,
a gdzie ja ci tu wychwalam lata â90, co? jeśli powiem, że Jordan był lepszy niż Kobe to też mi zarzucisz, że wychwalam jakąś dekadę, którą sam uważam za przereklamowaną? nic nie poradzę na to, że takie są fakty, iż Price był nieco lepszą wersją Nasha.
hahahaha - pod koniec dnia mam trochę śmiechu - senks !
A latami 90 to mówię ogólnie do wszytskich poza tym nie mów , że nie wychwalasz lat 90
lorak - Śr gru 30, 2009 11:22 pm
znasz go, podalem je w innym temacie, te dwie tabelki Ilardiego.
one nie obejmują dekady (lecz 6 lat i do tego biorą pod uwagę tylko zawodników, którzy wystąpili w sezonie '09), więc znowu nieładnie manipulujesz danymi i na ich podstawie wygłaszasz zupełnie nieuzasadnione twierdzenia - czyli w tym przypadku, że Nash miał najlepszy off adj +/- ze wszystkich graczy dekady, mimo że dane mówią tylko o zawodnikach z zeszłego sezonu na podstawie informacji z sześciu lat.
co do linku do źródła, że Price> Nash to tak nie działa (sam zresztą chyba o tym wiesz). nikt jeszcze nie wymyślił jednej formuły, która by opisywała lepszość jednego gracza nad drugim, więc twoje żądanie jest absurdalne.
a definicję "faktu" to ciekawe skąd wziąłeś. tu masz obowiązującą w języku polskim: http://swo.pwn.pl/haslo.php?id=8035
tak więc to, że np. gracz A jest lepszy od gracza B może być faktem, bo każdy stan rzeczy to fakt, a "bycie lepszym" to właśnie stan rzeczy.
jeszcze odnośnie tego, co wcześniej pisałeś, to jeśli pod względem ofensywy zrównujesz swingmenów suns z ostatnich lat z Bowenem (w ataku dobry jedynie za trzy, a to i tak tylko z rogów) to sorry Bastillon, ale oznacza to, że naprawdę nie potrafisz trzeźwo spojrzeć na rzeczywistą wartość supportu Nasha.
wysokich to też sobie wybrałeś akurat takich, którzy w większość mało grali w tym okresie w suns. bo niestety dla twoich twierdzeń w phoenix na 4 i 5 występowało zwykle dwóch ofensywnie nastawionych zawodników. jak spojrzymy na 12 meczową suns od sezonu '05, czyli graczy, którzy w tym okresie rozegrali najwięcej minut, to skład phoenix wygląda następująco:
Nash, Amare, Marion, Barbosa, Bell, Diaw, Hill, JJ, James Jones, Shaq, Q-Rich oraz J-Rich (ponad 2k minut rozegrali jeszcze Kurt Thomas i Barnes).
mnóstwo ofensywnego talentu, bardzo mało defensywnego, szczególnie pod koszem, bo Marion jako obrońca na wysokich to był co najwyżej średni.
Przem,
nie wychwalam '90. pomyliły ci się z '80
Bastillon - Cz gru 31, 2009 1:28 am
one nie obejmują dekady (lecz 6 lat i do tego biorą pod uwagę tylko zawodników, którzy wystąpili w sezonie '09), więc znowu nieładnie manipulujesz danymi i na ich podstawie wygłaszasz zupełnie nieuzasadnione twierdzenia - czyli w tym przypadku, że Nash miał najlepszy off adj +/- ze wszystkich graczy dekady, mimo że dane mówią tylko o zawodnikach z zeszłego sezonu na podstawie informacji z sześciu lat.
lorak - Cz gru 31, 2009 5:51 am
one nie obejmują dekady (lecz 6 lat i do tego biorą pod uwagę tylko zawodników, którzy wystąpili w sezonie '09), więc znowu nieładnie manipulujesz danymi i na ich podstawie wygłaszasz zupełnie nieuzasadnione twierdzenia - czyli w tym przypadku, że Nash miał najlepszy off adj +/- ze wszystkich graczy dekady, mimo że dane mówią tylko o zawodnikach z zeszłego sezonu na podstawie informacji z sześciu lat.
a kto mogl byc lepszy ?
jedynie Shaq, ale mowimy tutaj o calej dekadzie a tutaj Nash juz bez watpienia lepiej wypadnie.
Bastillon - Cz gru 31, 2009 8:53 am
ktos kogo mozemy porownywac do Prica:
http://www.basketball-reference.com/pla ... i?id=4eAi5
gorszy scorer, lepsze ast/TO ratio. nie wiem czy Price tez mial tak duzo ponabijanych asyst jak Calderon, ale biorac pod uwage ze ty tego okreslenia nie uznajesz to nie wydaje sie to problemem w tym porownaniu. Calderon jest fatalnym defensorem, ale po 6'0 PG z mala iloscia steali i zbiorek rowniez nie spodziewalbym sie specjalnego impactu w obronie. za malo widzialem Prica zeby oceniac jego defensywe, ale nawet jego reputacja nie jest pod tym wzgledem zbyt dobra, nigdy nie byl w czolowce ligi w zadnej defensywnej kategorii i nigdy nie zostal wybrany do jakiegokolwiek all-defensive teamu. overall Price jest lepszy, ale przewaga nie jest taka znaczna.
jeśli powiesz, że Nash jest jednym z najlepszych ofensywnych zawodników dekady, to ok, zgadzam się z tym. ale twierdzenie, że na pewno jest najlepszym, do tego posługując się wadliwymi (w tym przypadku) danymi, to już przesada.
lorak - Cz gru 31, 2009 11:50 am
ktos kogo mozemy porownywac do Prica:
http://www.basketball-reference.com/pla ... i?id=4eAi5
gorszy scorer, lepsze ast/TO ratio. nie wiem czy Price tez mial tak duzo ponabijanych asyst jak Calderon, ale biorac pod uwage ze ty tego okreslenia nie uznajesz to nie wydaje sie to problemem w tym porownaniu. Calderon jest fatalnym defensorem, ale po 6'0 PG z mala iloscia steali i zbiorek rowniez nie spodziewalbym sie specjalnego impactu w obronie. za malo widzialem Prica zeby oceniac jego defensywe, ale nawet jego reputacja nie jest pod tym wzgledem zbyt dobra, nigdy nie byl w czolowce ligi w zadnej defensywnej kategorii i nigdy nie zostal wybrany do jakiegokolwiek all-defensive teamu. overall Price jest lepszy, ale przewaga nie jest taka znaczna.
haha, przyznajesz, że za mało widziałeś Price'a, by ocenić jego D i porównujesz go do Calderona... poza tym na podstawie jakich defensywnych kategorii chcesz go oceniać? przechwytów?
słuchaj, skończ te komedia, bo w defensywie - według danych przywołanych przez ciebie - Nash jest właśnie na poziomie Calderona. Price w porównaniu z nimi był lepszy. przyznał to nawet moderator fan suns z realGM (piszę o tym tylko dlatego, że sam się często tak odwołujesz). mało tego, tsherkin przyznał, że overall Price był nieco lepszy niż Nash. zupełnie tak samo, jak ja powiedziałem.
jeśli powiesz, że Nash jest jednym z najlepszych ofensywnych zawodników dekady, to ok, zgadzam się z tym. ale twierdzenie, że na pewno jest najlepszym, do tego posługując się wadliwymi (w tym przypadku) danymi, to już przesada.
Koelner - Cz gru 31, 2009 2:10 pm
zbanujcie tego bonaparte z rumuni bo co temat to nash i kg ,suns i minnesota. aż nie da się tego czytać! i w kółko to samo
Bastillon - Cz gru 31, 2009 2:36 pm
haha, przyznajesz, że za mało widziałeś Price'a, by ocenić jego D i porównujesz go do Calderona... poza tym na podstawie jakich defensywnych kategorii chcesz go oceniać? przechwytów?
kao chen - Cz gru 31, 2009 4:14 pm
Dla mnie największymi przegranymi są Ci którzy nie zdobyli mistrzostwa czyli m.in. NASH , T-mac, Carter, Iverson itp itd
Chytruz - So sty 02, 2010 7:11 pm
a możesz to wyjaśnić jakoś na konkretnych przykładach? np. w jaki sposób inna rola w drużynie wpłynęła na zwiększenie jego skuteczności rzutów? bo trochę ciężko uwierzyć w to, że trudniej mu było trafiać, gdy defensywy przeciwników były skupione na Dirku. a jak nie na Nowitzkim, to na Finleyâu.
Powiedziałem "zmiana systemu i roli w drużynie". Może przez to nie zawsze był w rytmie, może przez to, że inni grali z piłką a jemu np gorzej się rzuca spot upy (w Suns rzuca prawie wyłącznie off the dribble), może jeszcze nie miał tak wyrobionego range, kto wie. System na pewno miał tu też swoją rolę, ale tak jak mówiłem, gra w dobrym dla siebie systemie nie jest zarzutem np wobec LeBrona.
natomiast odpowiedź na twoje pytanie jest prosta - mała próbka. podobnie było z Gasolem, który przez pierwsze mecze tego sezonu miał 90%FTs
tak patrzę i Redick w NCAA oddał ogółem ponad 700 wolnych i trafiał 91.8%. w NBA oddal do tej pory 254 i ma skuteczność 84.6%. jedynie ostatni sezon w duke miał pod tym względem znacznie odbiegający od normy.
150 osobistych w tamtym sezonie w Duke i ponad 250 rzutów w karierze NBA to nie jest mała próbka, a wyniki mocno się różnią, zresztą nawet overall z Duke i NBA to niebo a ziemia. WHYYYY?
chyba nie bardzo wiadomo z czego się wzięły te moje %, więc twoim przykładem spróbuję to wyjaśnić.
przeciętny słoń waży 5000 kilogramów. jeśli przytyje o 30 kilo to jego waga zwiększy się o 0.6%. dziewczyna waży 50 kilo, przytycie o 30 to zwiększenie wagi o 60%.
gdy pisałem to
w FTs bowiem poprawił się tylko o 1.4% natomiast w 3pts o 7.1%, w eFG o 9.6% a w 2pts o 10.1% innymi słowy w trójkach poprawił się pięć razy bardziej niż w FTs, a w 2pts i eFG 7 razy bardziej.
% obliczyłem na tej samej zasadzie co w przypadku słonia i dziewczyny (właśnie po to, by uniknąć tego, na co zwróciłeś uwagę), a nie odejmując np. 89.8% FT od 91.1% czy 53.1% od 58.6% przy eFG.
Tamtego posta pisałem w lekkim pośpiechu i nie o to mi chodziło. Właśnie sposobem, którego użyłeś nie można tego obliczyć ot tak sobie dodając i odejmując. Jak masz zbiór 100 osobistych i 100 FG, to w jednym wartości od których liczyłeś procenty oscylują ok 47-50, a w drugim ok 90, 2% poprawy w jednym nie równa się 2% w drugim (mówię tu o tych %, które liczyłeś). 90% z osobistych Nasha to wartość bliska szczytowi ludzkich możliwości w tej materii, żeby poprawić się o 10% jak to zrobił w eFG musiałby zacząć trafiać 99% osobistych.
(poza tym liczby z Dallas Nashowi zaniża mocno jego pierwszy sezon tam, gdzie miał career low 36% FG w skróconym sezonie i kontuzję pleców, jego późniejsze sezony nie różnią się aż o tyle od tych w Suns)
Forumowa matematyka to jednak wciąż tylko banalna matematyka i pewnie potrzeba kogoś lepszego od nas w tej materii, żeby policzyć jak ma się 1.5% poprawy w FT do 10% poprawy w 2PT shots.
lorak - N sty 03, 2010 1:05 pm
a możesz to wyjaśnić jakoś na konkretnych przykładach? np. w jaki sposób inna rola w drużynie wpłynęła na zwiększenie jego skuteczności rzutów? bo trochę ciężko uwierzyć w to, że trudniej mu było trafiać, gdy defensywy przeciwników były skupione na Dirku. a jak nie na Nowitzkim, to na Finleyâu.
Powiedziałem "zmiana systemu i roli w drużynie". Może przez to nie zawsze był w rytmie, może przez to, że inni grali z piłką a jemu np gorzej się rzuca spot upy (w Suns rzuca prawie wyłącznie off the dribble), może jeszcze nie miał tak wyrobionego range, kto wie. System na pewno miał tu też swoją rolę, ale tak jak mówiłem, gra w dobrym dla siebie systemie nie jest zarzutem np wobec LeBrona.
lorak - N sty 03, 2010 3:12 pm
haha, przyznajesz, że za mało widziałeś Price'a, by ocenić jego D i porównujesz go do Calderona... poza tym na podstawie jakich defensywnych kategorii chcesz go oceniać? przechwytów?
zbiorki defensywne, bloki, steale, size. wszystko wskazuje na to, ze Price nie byl zadnym obronca.
elwariato - N sty 03, 2010 5:13 pm
lorak walnąłeś przegięcie niesamowite jeśli chodzi o porównanie nasha do Price'a
Dla mnie masakra i chciałbym aby skończyło się w końcu lukrowanie i wywyższanie lat 90, bo nie były wcale takie fantastyczne w porównaniu do tego co teraz się gra. ba! ludzie narzekają, że są takie słabe ekipy w tej chwili w lidze, a ja patrzę i widzę zdecydowanie bardziej wyrównaną ligę niżeli była w latach 90, ale w dupie z 90. Miniona dekada charakteryzować się będzie przede wszystkim kolorem. Dla mnie to wygląda jakby w 2000 jebło tęczą w NBA i szarość została zastąpiona barwami które rozświetliły tę dekadę.
No jak się widziało jak Price grał to można coś powiedzieć, tu się głównie o kontuzje rozchodzi, dlaczego to porównanie można łatwo obalić ale jak by ktoś wziął w najlepszej formie Marka i Steva to ciężko byłoby ich odróżnić. No i lata 90 fakt gdzie tam im do bajecznych lat nowej ery, zastanawia mnie że oprócz ciebie gdzieś tak 99%^ ludzi tego nie widzi popularność kosza spada a finały z udziałem SAS biją rekordy nie oglądalności, poprostu wyjebista liga, i tęcza w kolorach srebrnych dla jednych szarych dla drugich
I jeszcze jedno KG takim wyjebistym scorerem jednak nie był, jakoś trza by się opamiętać, swoje zagrania miał, ale mankamentów w ataku też sporo, wogóle mnie ciekawi że teraz taka moda jak coś się komuś nie udało to dalej jazda zrzucanie winny na managerów na suport ale broń Boże na tych gości od których w większości wyniki drużyny zależą.
Było kilak fajnych rzeczy w tej dekadzie, ale najbardzie czego mi brakuje to takich drużyn jak w latach 90 i tych fenomenalnych bojów, wtedy było zakim kciuki ściskać dziś to jakoś bardziej okazjonalnie, oczywiście taka jest wyłacznie moja opinia.
ps. Jeszcze na koniec bardzo fajnie że Nash zdobył te MVP, ale czy to jest akurat oznaka tego że liga jest słaba czy mocna. I Suns szaleńcza ofensywa nie daje nam misia, to zwalniamy MikaD, bez niej jesteśmy do dupy ( wiem że w zeszłym sezonie wiele spraw zagrało ale jednak) to wracamy do starego, i znowu wyniki są fajne jak odpadnie Suns w 2 rundzie czy w finałach to znowu się zacznie że czegoś im brakuje i znowu od początku
ps,ps Sory że tak po łepkach ale przeleciałem te trzy strony i tak chciałbym się wpasować z odpowiedzią jakoś, przepraszam za chaos. No i co do Kobe Shaq to jak pamiętam na początku, wszyscy prawie praiwli ze bez Shaqa to dupa blada, teraz nowy nurt Oneal miał farta do suportu, trzeba by jakoś to wypoziomować. Napewno pierwsze tytuły "grubego" to w większości jego zasługa dominował jak cholera otwierał obwód, to Kobe miał farta. Dalej idąc z latami Shaq trafił dobrze z Wadem, ale dlaczego nagle ten tutuł zmienia tak dużo w patrzeniu na przeszłość i po nim się gada że Oneal to farciarz a Kobe bidula nie dostaje takiego aplauzu na jaki zasługuje. Ja odnośnie Bryanta to miałem etap w którym nie lubiłem go tak jak większość ale cholerny miałem podziw dla jego umiejętności, aż do finału z Bosem, w którym mnie zawiódł totalnie, dla mnie nawet nie naprawia reputacji jego ten finał z Magic, bo to inna para kaloszy była.
Bastillon - N sty 03, 2010 11:04 pm
tylko pare rzeczy, jeszcze tu wroce:
co zatem sprawia, że tak zdecydowanie jednego z nich nazywasz SF, a drugiego nie? jesteś w stanie podać konkretne różnice?
ignazz - N sty 03, 2010 11:11 pm
lorak walnąłeś przegięcie niesamowite jeśli chodzi o porównanie nasha do Price'a
Dla mnie masakra i chciałbym aby skończyło się w końcu lukrowanie i wywyższanie lat 90, bo nie były wcale takie fantastyczne w porównaniu do tego co teraz się gra. ba! ludzie narzekają, że są takie słabe ekipy w tej chwili w lidze, a ja patrzę i widzę zdecydowanie bardziej wyrównaną ligę niżeli była w latach 90, ale w dupie z 90. Miniona dekada charakteryzować się będzie przede wszystkim kolorem. Dla mnie to wygląda jakby w 2000 jebło tęczą w NBA i szarość została zastąpiona barwami które rozświetliły tę dekadę.
No jak się widziało jak Price grał to można coś powiedzieć, tu się głównie o kontuzje rozchodzi, dlaczego to porównanie można łatwo obalić ale jak by ktoś wziął w najlepszej formie Marka i Steva to ciężko byłoby ich odróżnić. No i lata 90 fakt gdzie tam im do bajecznych lat nowej ery, zastanawia mnie że oprócz ciebie gdzieś tak 99%^ ludzi tego nie widzi popularność kosza spada a finały z udziałem SAS biją rekordy nie oglądalności, poprostu wyjebista liga, i tęcza w kolorach srebrnych dla jednych szarych dla drugich
.
lorak - N sty 03, 2010 11:34 pm
tylko pare rzeczy, jeszcze tu wroce:
co zatem sprawia, że tak zdecydowanie jednego z nich nazywasz SF, a drugiego nie? jesteś w stanie podać konkretne różnice?
bo ogladalem tamte mecze ? bo Q-Rich zawsze byl SFem a JJ SG ? nie wiem za bardzo jak mam ci na to odpowiedziec.
elwariato - Wt sty 05, 2010 3:04 pm
1. sie widziało wtedy Cavs i wcale bym się nie obrażał na porównanie do Marka bo mio ze kontuzjowani czasem z Bradem D. grali zajebisty basket
2. finały ze spurs ze słabą statystyką ilościową ale jaka jakość oglądających, śmietanka i koneserzy a nie obsrancy silni tylko w liczbę....
Nie no Price był bardzo wyjebisty, rzadko przychodzi mówić tak o niewysokich białasach, porównanie do niego to komplement nie jakaś obelga.
No to dzięki, zawsze wiedziałem że gdzies w podświadomości jestem koneserem Nie chciałem być źle zrozumiany ale po prostu dominacja SaS wpływała na to że za bardzo nie było się czym pasjonować podczas tych finałów, chociaż przyszło mi nie raz się wypowiadać o Popie jako o mordercy Kosza
Koelner - Wt sty 05, 2010 5:00 pm
SAS w finale to kwintesencja koszykówki.
Chytruz - Śr sty 06, 2010 3:14 pm
bo wolałbym jednak, abyś jakoś na konkretach wyjaśnił skąd wzięła się ta poprawa u Nasha. póki co interesujące wydaje się tylko to, że lepiej mu się rzuca off the dribble niż spot up, choć to i tak ciężko zweryfikować
Już mówiłem. Ty zdaje się utrzymujesz, że postęp Nasha to wynik tylko i wyłącznie systemu, po części się zgadzam (czyli to po części zasługa systemu), ale jak dla mnie objęcie roli lidera i większy wpływ na ofensywę również mają tu udział.
Choć mamy w tym roku dość podobny przykład Cartera, który w karierze jako pierwsza opcja grająca z piłką i narażona na uwagę defensywy notował średnio 49% eFG, a teraz w pełnym miejsca systemie Orlando, gdzie Dwight skupia mnóstwo uwagi, Carter notuje career low 44% eFG, mimo że jednocześnie ma career high 86% FT, czyli rzut mu się chyba nie pogorszył. Przypadek identyczny z Nashem, tylko rzeczy dzieję się w odwrotnej kolejności. Oczywiście to tylko 30 meczy, ale będę śledził to dalej.
ale to próbuję ci właśnie wytłumaczyć, że te % nie powstały w wyniku dodawania czy odejmowania!
Odjąłeś od eFG sezonów w Suns eFG sezonów w Mavs, i policzyłeś ile % tego drugiego stanowi różnica co nie?
hmm, o co ci chodzi, bo zupełnie nie rozumiem skąd w ogóle wziął się tu wcześniej Redick i jego FTs? chcesz pokazać, że na małych próbkach (BTW, 150 FT w jednym sezonie w duke i 250 w całej karierze w NBA⌠nic ci to nie mówi?) możemy zaobserwować wahania? spoko, ale to nic odkrywczego Chytry i nie bardzo wiem co chcesz w ten sposób udowodnić, skoro ja porównywałem dwa dużo rozleglejsze okresy w karierze Nasha.
250 czy 150 rzutów to nie są takie próbki, żeby Redick nagle opuścił się o 8% FT, tylko dlatego że mu próbka coś przekłamuje, zwłaszcza że jak sam mówiłeś, wydarzenia na boisku mają najmniejszy wpływ na FT. Rozumiem gdyby rzucał 10 rzutów, trafił 6 i miał 60%, ale 150 czy 250 rzutów (zwłaszcza FT) to wystarczające pole żeby się wykazać.
No więc ten Redick pojawił się stąd, że anormalność postępu Nasha uzasadniasz odwołując się do tego, że jego FT poprawiło się w znacznie mniejszym stopniu, ja więc na przykładzie Redicka pokazuję, że FT nie można traktować jak jakiegoś papierka lakmusowego, "Nash poprawił się o 7% w eFG a tylko o 1.5 % w FT to znaczy, że wcale nie poprawił bardzo rzutu".
jak rozumiem chcesz powiedzieć, że im się jest na wyższym poziomie tym trudniej o poprawę, tak?
jeśli tak to zgoda, sęk w tym, że ten âźkoszykarski szczyt możliwościâ możemy w przybliżeniu określić.
[..]
w suns z kolei osiągnął już ten genialny poziom przekraczając âźszczyt koszykarskich możliwościâ â 58.6% eFG. jak więc widzisz da się i Nash tego dokonał.
Jasne, z tą drobną różnicą, że przy 59% eFG jest jeszcze mnóstwo miejsca na poprawę, a w FT nie ma, bo 91% znajduje się blisko fizycznej granicy oddanych rzutów. Tak jak mówiłem, oczekujesz od Nasha poprawy w FT o tyle o ile poprawił się w eFG, musiałby wtedy trafiać 99% osobistych, tak więc gdyby Nash poprawił się o 15% w eFG zarzucałbyś mu, że w FT nie zanotował takiego samego postępu i nie trafia 107% osobistych? ZWŁASZCZA ŻE eFG wlicza trójki, więc rzucając tylko za 3 i trafiając 70% mamy 105% eFG, więc pomijając już samą wiarygodność FT jako skali porównawczej, to nie wiem dlaczego porównujesz postęp o 1.5% z 90/100 FT do 7% z 50/100, gdzie tak na prawde można miec 150% skuteczności i mówisz, że to chujowo. Jak już wspominałem tu trzeba czegoś więcej niż forumowej matematyki.
Kod: Zaznacz cały â99-â04 â00-â04 â05-â10
eFG 53.1 53.8 58.6
2pts 49.0 49.6 54.5
3pts 41.6 42.0 44.9
FTs 89.8 90.0 91.1
Przem - Śr sty 06, 2010 8:37 pm
What eeeej crap!
Nieźle się rozwinęła rozmowa o cyferkach. Jak już wcześniej się domyśliłem jestem za głupi na te cyfry i posty tylko przeglądam.
Jeszcze jedna rzecz. wiele osób mówi, że zaangażowanie zawodników spadło po latch 90. A jak sobie obejrzałem mecz playoff gdzie bulls grali z Hornets to nie wiedziałem czy oglądam listopad czy pre-season. Tyle było tego zaangażowania. Oczywiście są mecze i są mecze, ale właśnie nie generalizowałbym i nie idealizował ponad miarę pewnych rzeczy.
Tak sobie teraz obejrzałem znowu, ale nie wiem po co jak spursy rozwalają phoenixów w 2008 roku. Parker robił niezłą jesień Nashowi. Kiepski w obronie i fenomenalny w ataku tak można zcharakteryzować Nasha.
Ale było fajnie trzy tytuły i ile nienawiści było w stosunku do mnie i spurs przez ten cały czas.
Ps. lorak chyba się nie obraziłeś że wyśmiełem Price vs Nash? Ani kartki na święta ani nic ...
Bastillon - Śr sty 06, 2010 10:00 pm
Tak sobie teraz obejrzałem znowu, ale nie wiem po co jak spursy rozwalają phoenixów w 2008 roku. Parker robił niezłą jesień Nashowi. Kiepski w obronie i fenomenalny w ataku tak można zcharakteryzować Nasha.
Koelner - Cz sty 07, 2010 9:16 am
a który obrońca wpuszcza co akcję atakującego do środka?
szoszon - Cz sty 07, 2010 4:24 pm
a który obrońca wpuszcza co akcję atakującego do środka?
cieta riposta
Arenas #0 - Pt sty 08, 2010 6:52 am
spór rozstrygnięty przez nokaut w pierwszej rundzie
Bastillon - Pt sty 08, 2010 8:30 pm
a który obrońca wpuszcza co akcję atakującego do środka?
Krzemo - Pt sty 08, 2010 8:41 pm
a który obrońca wpuszcza co akcję atakującego do środka?
ten ktory nie mial zadnego dobrego podkoszowego obroncy w swojej karierze.
PH#1 - Pt sty 08, 2010 8:42 pm
ten ktory nie mial zadnego dobrego podkoszowego obroncy w swojej karierze.
Ale to miał być agrument na korzyść Nasha? Jak tak to odnoszę wręcz przeciwne wrażenie.
Bastillon - Pt sty 08, 2010 9:08 pm
jak to co z tego ? mam ci tlumaczyc co to za roznica miec do pomocy Garnetta, Duncana czy zamiast tego Amare lub Frye ? Nash wygladalby zupelnie inaczej w obronie gdyby nie gral z takimi beznadziejnymi obroncami pod koszem. skoro Tony Parker potrafi wygladac na dobrego obronce w Spurs to tym bardziej wygladalby na takiego Nash.
Koelner - Pt sty 08, 2010 9:10 pm
jakby inaczej wyglądał? miałby uśmiech na twarzy bo garnett za niego wyratował akcję w obronie?
parkera do nasha nie porównuj.
Bastillon - Pt sty 08, 2010 9:30 pm
ok, jak ktos bedzie mial cos interesujacego do dodania to wroce do tej dyskusji. koniec jednozdaniowych bezsensownych odpowiedzi.
Krzemo - Pt sty 08, 2010 9:42 pm
Każdy kto umie czytać, widzi że w bezsensownych jednozdaniowych odpowiedziach przodujesz właśnie ty
Kwintesencja zalet Nasha
a który obrońca wpuszcza co akcję atakującego do środka?
Koelner - Pt sty 08, 2010 9:42 pm
ale Ty masz mały rozumek bastuś . nam właśnie o to chodzi żebyś przestał pisać głupoty.
pozdrawiam
Bastillon - Pt sty 08, 2010 9:54 pm
jak znajdziesz goscia ktory gral z takimi fatalnymi defensorami jak Nash i mimo tego byl dobrym obronca to brawo.
P_M - Pt sty 08, 2010 10:48 pm
Bast, podane wyzej cytaty mówią, iż skoro masz daremnych defensorów podkoszowych, to jako obrońca obwodowy starasz się za wszelką cenę bronionych przez siebie niskich tam nie wpuścic, a to właśnie za kazdym razem robi Nash
Celmaki - Pt sty 08, 2010 11:58 pm
A ja mam takie pytanie bo nie pamiętam. Z kim grał kidd w nets pod koszem? Josh Boon i Kristic?
Koelner - So sty 09, 2010 9:08 am
payton od 97
czegoś nie rozumiesz. chodzi o podstawowy elementarz koszykówki. tak jak tłumaczyłeś sobie ,że john musiał być słabym obrońcą bo jest biał ,niski. nash jest tak samo biały .a co ich różni? john nie dawał się mijać jak chorągiewka ,potrafił wywierać pressing na przeciwnika ,potrafił świetnie pomagać na podwojeniach (tam najczęściej zaliczał przechwyty) ,był zaangażowany w obronę. u nasha nawet zaangażowania nie widać. john nawet w porównaniu do nasha to atleta ,potrafił z naskoku po backdorze zdobyć pkt z obrońcą na plecach. widać to po samym ich zaangażowaniu i pracy na nogach.
theo001 - So sty 09, 2010 10:04 am
a Nash mimo iż nie jest stworzony do defensywy, to wykorzystuje swoje boiskowe IQ, świetnie się ustawia i wymusza wiele ofensów. W ogóle w obronie drużynowej jest solidnym punktem imo i mając obok siebie dobrych defensorów nie byłby jakąś wielką czarną dziura.
szoszon - So sty 09, 2010 1:23 pm
a Nash mimo iż nie jest stworzony do defensywy, to wykorzystuje swoje boiskowe IQ, świetnie się ustawia i wymusza wiele ofensów. W ogóle w obronie drużynowej jest solidnym punktem imo i mając obok siebie dobrych defensorów nie byłby jakąś wielką czarną dziura.
na jakiej podstawie tak myslisz ? bo wymusza duzo ofensow ? czy dlatego, ze bastek pisal cos podobnego ?
theo001 - So sty 09, 2010 2:50 pm
nie czytałem co wcześniej pisaliście, bo za bardzo czasu nie miałem, tylko zobaczyłem ostatni post koelnera.
A piszę tak na podstawie tego co widzę-jestem fanem Suns i oglądam ich sporooo
Koelner - So sty 09, 2010 3:21 pm
ile tych ofensów wymusi? 2-3 na mecz jak dobrze pójdzie?
nie wierzę ,że greg przed meczem zmienia zadania ofensywne swojej drużyny w ataku bo nash ustawia się na ofensy.
Boowka - So sty 09, 2010 4:00 pm
Chyba nie wiesz o czym piszesz. Najlepsi w NBA w taking charges wymuszają około 100 w całym sezonie, a ty chciałbyś 2-3 średnio w meczu?
Tutaj zestawienie za sezon 2006-2007:
http://www.82games.com/charges0607.htm
a tu za 2005-2006:
http://www.82games.com/charge.htm
Ja widać Nash jest w czołówce. Nowszych danych nie znalazłem.
Koelner - So sty 09, 2010 4:26 pm
2-3 na mecz jak dobrze pójdzie?
Chyba nie wiesz o czym piszesz. Najlepsi w NBA w taking charges wymuszają około 100 w całym sezonie, a ty chciałbyś 2-3 średnio w meczu?
Tym bardziej. Dlatego takie argumenty w styl "dobrze wymusza ofensy" mnie najbardziej śmieszą. Chciałbym znaleźć jakiś artykuł książkę ,podręcznik od nauki koszykówki gdzie jest napisane ,że wymuszanie ofensów to umiejętność w obronie.
To jest szczegół jak najbardziej mało istotny.
lorak - So sty 09, 2010 5:17 pm
ile tych ofensów wymusi? 2-3 na mecz jak dobrze pójdzie?
w tym sezonie ma 0,6 na mecz. w poprzednim miał 0,7, w '08 - 0,4 a w '07 - 0,8
jednak ofensy to dość rzadkie zjawisko i takie wynik (poza tym 0,4) należy uznać za dobre, nawet bardzo dobre. tyle że skoro tak rzadko to się zdarza, to ciężko z tego robić argument za przydatnością w D, w każdym razie za jakąś istotnie sporą.
elwariato - So sty 09, 2010 8:17 pm
To zaczyna juz byc komiczne, to chyba 4 temat o Nashu Bast przedstawia argumenty których ni jak nie da się poprzeć jeśli nie ma sie problemów mentalnych a wy mu pozniej ripostujecie przez parę stron. Ustalmy ze Steve jest wyjebisty ale do najlepszych pg mu troche brakuje bo dupny z niego obronca i tyle.
Boowka - So sty 09, 2010 8:26 pm
jednak ofensy to dość rzadkie zjawisko i takie wynik (poza tym 0,4) należy uznać za dobre, nawet bardzo dobre. tyle że skoro tak rzadko to się zdarza, to ciężko z tego robić argument za przydatnością w D, w każdym razie za jakąś istotnie sporą.
Koelner - So sty 09, 2010 9:15 pm
to nie jest element obrony. tego się nie uczy na treningach. akurat dziwnym trafem w Twoich statystykach w czołówce występują zawodnicy ,którzy nadrabiają swoje braki fizyczne. nash ,varejoa,nocioni,danlewi czy bogut:)
to tak jakbym miał doceniać zawodników włoskich w piłce ,że atakujący ładnie padają w pole karne. to jest czyste wykorzystanie iq ,które polega na umiejętności nabierania sędziów.
fakt ,można doceniać i na siłę wrzucać do umiejętności czy elementów obrony ale także można uznać to za słabość bo to jest ostatnia deska ratunku.
tak jak napisał lorak to jest marginalne więc ciężko taki szczegół uznać za ważny więc ocena takiego nasha w obronie zostaje taka sama.
Strona 1 z 2 • Zostało wyszukane 201 postów • 1, 2