ďťż
Przeceniani i niedoceniani




vasquez - N paź 17, 2010 12:57 pm
cała konstrukcja Cavs'10 się po prostu rozsypała, bo była na to skazana - nie da się wygrać czegokolwiek osłabiając defensywę [w perspektywie najważniejszych meczów playoffs] w takim stopniu w jakim to w Cavs uczyniono : team defense, póki latali w schemacie, trzymała się w miarę, kiedy zaczęły liczyć się stopsy w pojedynkach, do których doprowadzali celtowie, okazało się, ze 3 z 5 graczy s5, to defensywne cieniasy i zostali obnażeni doszczętnie na dystansie serii. sprowadzeni strzelcy zawiedli w decydujących chwilach. cest la vie. Nie było jednak tak jak niektórzy chcą przedstawiać korzystając z powyższego - "to oni, te korniszony, się posypali, a ON, krUl - nie, on brał udział w zbiorowym gwałcie, ale... jako ofiara". problem tkwi w tym, ze niektórzy twardogłowi ciągle chcą w ten sposób róznicować i dzielić włos na czworo i słabością supportu usprawiedliwiać równą jemu conajmniej słabośc lidera, żeby go wybielić. lebron był słaby, chwilami wkurwiająco bezradny, po serii raczej nikt nie miał wątpliwości, komentarze były jednoznaczne, trudno było wyszukać kandydata do zlinczowania go śmiechem, który by utrzymywał, że było inaczej - mija kilka miechów i tu się okazuje, że czas nie tylko leczy rany... pomija się już brak kompletny determinacji, agresji, złości w grze Jamesa w najważniejszych meczach [g6 z Orlando to też był niewypał w wykonaniu Jamesa, przykrył to skandal z niepodaniem ręki i w komentach zagubił się wątek jamesowej "migreny"], pomija się dość skrzętnie temat jego budzącej wątpliwości twardości mentalnej, psychicznej odporności na stres, oczekiwania i wymagania stawiane komuś o takim hype i warunkach, i tego o czym m.in Van pisze - znaczenia w całej sprawie charakteru boiskowego i stylu gry Jamesa, który zakładał taką, a nie inną konstrukcję ofensywną wokół niego i fundamentalne zmiany w ustawieniu zespołu.
słabość suportu i słabość lidera mogą iśc w parze, i w tym wypadku właśnie tak było, imo. tak samo jak wysoka klasa lidera i klasa supportu.

wcinanie tu na zasadzie równouprawnienia Bryanta, który może rzucać 6-24, ale ani na chwilę nie wygląda na zrezygnowanego, letniego i w sumie "pierdolę nie robię" zakrawa na kabareton. jesli zaś ktoś uważa, że charakter lidera nie ma wpływu na zespół i że drużyna nie karmi się zachowaniem jej gwiazdora/przywódcy, to sie tylko można uśmiechnąć. tu nie chodzi tylko o pokrzykiwanie, o opierdalanie, chociaż to czasami też, tu chodzi o przykład i o to, że jak jesteś liderem, to wszyscy patrzą na ciebie i masz ich prowadzić, masz wytrzymywać presję i nie okazywac słabości - jak w mafii, albo w gangu, albo w stadzie zwierząt : słaby przewodnik zostaje zeżarty i zastąpiony przez innego, skazany na wygnanie, w baskecie raczej jest to nierealne z oczywistych względów, nawet metaforycznie - zespół jest zbudowany tak i siak i radykalny przewrót nie jest możliwy, ale dokładnie tak samo słabość przywódcy/najsilniejszego jest postrzegana i tak samo demotywująco i demoralizująco wpływa na organizację/grupę/stado i w konkurencji jest ono przegrane. w sporcie : jasne, mogą cię olać i pójśc swoją drogę, ale jako że masz uprzywilejowaną pozycję z zespole, to kiedy występuje konfilkt z powodu rozczarowania liderem przez kolegów - się zaczyna robić burdel, bo zespół bez ciebie nie da rady, bo to wymaga zbyt dużych przetasowań, nie zawsze jest zastępca, bo team buduje się z charalterów raczej pomagających liderowi, a nie dominujących - nie da się grać przeciw liderowi albo pomimo lidera i odnieśc sukcesu, wygrywa bowiem tylko team-game, a team-game to także wspólnota mentalna i zaufanie wzajemne. jak lider nie budzi zaufania i nie daje kopa swoją postawą, to jest chuj wielki. odpowiedzialność lidera jest podstawową rzeczą. stawiam 10 do 1, że gdyby James z Cavs cudem jakimś wygrał, nieważne w jakim stylu, to znaczenie lideryzmu i odpowiedzialności gwiazdy byłoby tematem nr 1, konikiem na którym jechaliby wszyscy budujący mitologię Jamesa. ale że James liderem okazał się średniej jakości i presja go zmogła - tematu nie ma.

lbnl, tworzenie przeciwstawienia : wielcy mistrzowie pechowcy a'la nash/James vs dyzma farciarz ofk Kobe, oparte na porównaniach supportu, bagatelizujące niemal całą resztę, z postaciami porównywanych i ich predyspozycjami wszelkimi, nie tylko technicznymi - nieszczęśliwe jest.




lorak - N paź 17, 2010 1:21 pm
skoro "lidership" ma takie znaczenie, a Kobe jest takim wspaniałym liderem, to dlaczego nie przeszedł nawet pierwszej rundy w 2006 czy 2007?
dlaczego Jordan nie zdobył mistrzostwa w 1990?
a Tim Duncan to lideruje tylko w nieparzyste lata?
Garnett nagle stał się liderem w 2008, a w 2010 znowu przestał nim być?



Van - N paź 17, 2010 2:43 pm
doskonale wiesz Lorak, że lidership to tylko jedna ze składowych mistrzowskiego zespołu, samym lidershipem bez silnej drużyny nie wygrasz, podobnie jak nie wygrasz nawet mając drużynę robiącą po ponad 60 zwycięstw w dwóch kolejnych sezonach bez prawdziwego lidera. Czasami nawet jak jest i jedno i drugie to może nie wystarczyć bo ktoś po prostu będzie lepszy.

Jest to coś czego nie możesz wyrazić cyferkami więc negujesz już jako coś co nie istnieje chociaż doskonale wiesz, że jednak jest inaczej. Przecież to by Lorak już ślepy zobaczył, że u Lebrona tego czegoś nie ma, te wszystkie zdjęcia, pozowanie przed meczami, te tańce w trakcie blowoutów z beznadziejnymi drużynami to nie jest zachowanie zdeterminowanego lidera drużyny mającej zdobyć tytuł tylko dzieciaka dobrze bawiącego się z kumplami. Jego zachowanie w trakcie serii z Celtics jak również "The decision" tylko to wszystko potwierdziły.

Przecież Lebron przechodząc do Heat powinien raczej już zakończyć tego typu dyskusje bo jeżeli masz mentalność lidera to nie idziesz tam gdzie jest już ktoś kto również jest liderem, kto się w tej roli sprawdził.



lorak - N paź 17, 2010 3:10 pm
LeBron przeciw celtics zagrał lepiej niż Kobe. tak samo było w 2009 przeciw magic. różnicę zrobili partnerzy.

poza tym Nasha też wrzucacie do worka nie-liderów, więc gdzie on zawiódł?

Garnett według opinii większości też przez 10 lat nie był liderem, a nagle się cudownie zmienił... jeśli LeBron zdobędzie wkrótce tytuł to i jego postrzeganie się w tej kwestii zmieni.




AlonzoM. - N paź 17, 2010 3:33 pm
Widzisz Van
Tylko że jednym LeBronem w ataku nic nie osiągniesz. Nawet Jordan mial Pippena.
Z Mo jest taki All Star jak z kaczyńskiego zwolennik demokracji
Jamisona Garnett zjadł więc kto mial go tam wspierać w ataku?

Inna sprawa, że LeBron byl bucem w Cavs. Miał wszystko, czego chciał i nie bylo tam nikogo, kto trzeźwo oceniłby sytuację. Dla Ciebie przejście LBJa to koronny argument na to, że Bron nie nadaje sie na lidera, a dla mnie pierwsza rozsadna decyzja w jego profesjonalnej karierze.



VeGi - N paź 17, 2010 3:41 pm

LeBron przeciw celtics zagrał lepiej niż Kobe. tak samo było w 2009 przeciw magic. różnicę zrobili partnerzy.


Lorak, ile razy już to było pisane - LJ po prostu odpuścił w tej serii. Nawet patrząc w box scorey da się to zauważyć. I co to za argument, że Kobe zagrał 'gorzej'? Dla przykładu Wade zagrał wręcz Finałową serie przeciwko C's a mimo to uważam, że w dwóch pierwszych spotkaniach był za bardzo pasywny, mógł grać z większą determinacją. Podobnie jak w G7 z Atlantą rok wcześniej.

Czas zdjąć klapki. Może wtedy zobaczysz, że nawet LJ ma wady.



Van - N paź 17, 2010 3:57 pm
tekst o Lebronie grającym lepiej przeciwko Celtics przemilczę, nawet gdyby faktycznie statystycznie wypadł o niebo lepiej to fakt odpuszczenia przez niego kiedy jeszcze można było walczyć przeważa szalę.

Nash ? powiedz mi ile drużyn zdobywało w historii tytuły z takim podejście i wpływem na defensywę drużyny lidera jakie ma właśnie Nash.

KG to zawsze był typ Pippena, jest liderem defensywy drużyny, ładnie umie wypełniać poszczególne rubryki ofensywnych kategorii, ale potrzebował kogoś kto chce brać na siebie ciężar ciągnięcia drużyny w ataku w trudnych momentach i to znalazł w Bostonie.

Nash i Lebron to chyba jedyny gracze, którzy zdobywali MVP dwa razy z rzędu i nie tylko nie sięgali w żadnym z tych sezonów po tytuł, ale również nie grali nawet w finale. To nie są gracze, którzy są częścią systemu tylko gracze tworzący system to z jednej strony może być uznawane za oznakę ich wielkości, ale w praktyce sprowadza się niestety do tego, że ich partnerzy są mocno od nich uzależnieni, za mocno, dodatkowo drużyny wokół nich są budowane w dużym stopniu w oparciu o jumpshooterów, a jumperki fajnie wpadają w regular, ale w PO już niekoniecznie.


Widzisz Van
Tylko że jednym LeBronem w ataku nic nie osiągniesz. Nawet Jordan mial Pippena.

tak tylko skąd czy Pippen wyrósłby na takiego gracza gdyby nie to, że grał z kimś takim jak Jordan ? skąd wiesz czy Gasol zamiast być teraz nazywanym najlepszym wysokim nie byłby wciąż uznawany za europejskiego mięczaka gdyby nie grał z Bryantem ?


Dla Ciebie przejście LBJa to koronny argument na to, że Bron nie nadaje sie na lidera, a dla mnie pierwsza rozsadna decyzja w jego profesjonalnej karierze.
tylko jedno wcale nie wyklucza drugiego, nie sądzisz ? zaakceptował to kim jest albo właściwie kim nie jest więc z tego punktu widzenia to oczywiście bardzo rozsądna decyzja z jego strony.



lorak - N paź 17, 2010 4:04 pm


Lorak, ile razy już to było pisane - LJ po prostu odpuścił w tej serii.


i możesz napisać to jeszcze raz. ale zamiast powtarzania przydałoby się jakieś uzasadnienie.

Nawet patrząc w box scorey da się to zauważyć.



RappaR - N paź 17, 2010 4:22 pm
Nie potrafię jednego zrozumieć - skoro Bryant to taki w mega w dupę wykurwisty lider, to czemu przegrał finały w 2008? Był w prime, miał zajebisty support i grał przeciwko drużynie, której lider był cipą według Ciebie(Garnett). To samo się tyczy 2004. Noż kurwa nie potrafię tego zrozumieć. Czyżby święty Jerzy zstąpił i poparł przeciwników LAL?



eighty - N paź 17, 2010 4:31 pm
A dla mnie esencją tej dyskusji jest Orlando i Atlanta. Orlando ma najlepszego centra w lidze, największą głębię składu i gdybyś za Cartera wstawiłbyś tam, nawet ceglącego, Bryanta, Wade'a czy chociaż Duranta to byliby głównym faworytem. A tak ludzie mówią, że mają spore szanse nie wyjść z drugiej rundy. Dlaczego? Bo nie ma tam nikogo kto w kluczowym momencie weźmie odpowiedzialność na siebie. Podobnie jest w Atlancie, która ma co roku o wiele lepszy skład niż wyniki. Jednak ja prędzej uwierzyłbym w Bucks pod wodzą Jenningsa niż Hawks. Tak samo ten rok będzie testem dla Rose'a, czy może być liderem, czy jednak będzie, w zasadzie nie wiadomo kim, bo z potrzebą piłki w rękach nawet na 2 opcję średnio się nadaje. Lider nie musi grać dobrze, lider nie musi prowadzić do zwycięstwa, ale liderem nie może być gość który odpuszcza, czy po jednej, czy po drugiej stronie boiska. I tak w ostatnich playoff przez moment uwierzyłem w Lebrona, gdy powiedział, że chce kryć Rondo. To było to na co czekałem, nawet niech by to nie wypaliło, ale to był ten sygnał: zależy mi i zrobię wszystko co mogę, aby to wygrać. Ale potem zaraz pojawił się cyrk z łokciem, kolejne rozczarowanie.

Nie oszukujmy się - różnica pomiędzy takim Joe Johnsonem, a Kobe'm bardziej tkwi w głowie niż w umiejętnościach. A to co dla mnie odróżnia Bryanta od Jordana to właśnie finały 2008, gdzie na koniec Kobe odpuścił. I dlatego nigdy nie będzie GoAT, ale na pewno jest lepszym liderem niż James.



Koelner - N paź 17, 2010 4:32 pm

wniosek z tego taki, że ta magiczna liderowatość lidera nie ma znaczenia, więc gadanie o "lidershipie" to pustosłowie.
jeśli chcesz to wytłumaczyć statystycznie to na leadership składa się przede wszystkim "clutch" i w mniejszym stopniu reszta 43 minut w meczu. ja tak to widzę.

tak naprawdę leadership ujawnia się w końcówkach meczów gdzie innym zawodnikom z drużyny ,którzy mają inne role drżą ręce a wtedy lider bierze piłkę pod pachę i wygrywa mecz. w regularze James przewodzi ale nie wiem jak to wygląda w PO.

i tak naprawdę ciężko jest zmierzyć coś co mogę nazwać "dołek zespołu". wtedy lider bierze(...) piłkę i wyciąga ekipę z dołka.



Van - N paź 17, 2010 4:34 pm

w ogóle to, co zostało tu napisane o "lidershipie" i liderach (to już głównie do ciebie Van) sprowadza się do tego:
jeśli lider ma dobrą drużynę to wygrywa.
jeśli lider ma złą drużynę to przegrywa.

wniosek z tego taki, że ta magiczna liderowatość lidera nie ma znaczenia, więc gadanie o "lidershipie" to pustosłowie.

absolutnie do tego się nie sprowadza

- w tej lidze MVP ci nie dają jeżeli lider nie ma dobrej drużyny
- nie wygrywa się powyżej 60 meczów w sezonie jeżeli lider nie ma dobrej drużyny
- nie jesteś stawiany przez bukmacherów jako główny albo jako jeden z dwóch głównych kandydatów do tytułu jeżeli lider nie ma dobrej drużyny
- podobnie większość kibiców nie widzi w zespole poważnego contendera do tytułu jeżeli lider nie ma dobrej drużyny

Nie potrafię jednego zrozumieć - skoro Bryant to taki w mega w dupę wykurwisty lider, to czemu przegrał finały w 2008? Był w prime, miał zajebisty support i grał przeciwko drużynie, której lider był cipą według Ciebie(Garnett). To samo się tyczy 2004. Noż kurwa nie potrafię tego zrozumieć. Czyżby święty Jerzy zstąpił i poparł przeciwników LAL?



emil86 - N paź 17, 2010 4:52 pm

Nie, 2 krotny MVP jest na półce Kwame Brome.

Who the f' is Kwame Brome?



lorak - N paź 17, 2010 5:07 pm

w ogóle to, co zostało tu napisane o "lidershipie" i liderach (to już głównie do ciebie Van) sprowadza się do tego:
jeśli lider ma dobrą drużynę to wygrywa.
jeśli lider ma złą drużynę to przegrywa.

wniosek z tego taki, że ta magiczna liderowatość lidera nie ma znaczenia, więc gadanie o "lidershipie" to pustosłowie.

absolutnie do tego się nie sprowadza




Findek - N paź 17, 2010 5:12 pm
tekst o Lebronie grającym lepiej przeciwko Celtics przemilczę, nawet gdyby faktycznie statystycznie wypadł o niebo lepiej to fakt odpuszczenia przez niego kiedy jeszcze można było walczyć przeważa szalę.



AlonzoM. - N paź 17, 2010 5:14 pm
Osiągnięcie 60 łinów nie jest żadnym wyznacznikiem - przykładem niech beda Supersonics.
W drużynie z aspiracjami mistrzowskimi musi byc ta druga opcja. Ktoś na kim lider może polegac właśnie w playoffs. Oczywiście, że Scottiego i Horacea Jordan sobie sam wyhodował, ale miał do tego odpowiedni "materiał". Bron nie mial takiego Pippena. Całe jego wsparcie to rolesi lub weterani z nazwiskami. wystarczyło potroić Brona i po Cavsach. Zreszta z tym lokciem też się nie dowiemy jak było naprawdę. Może faktycznie miał ta kontuzje.

Natomiast co do przyszlego lidera Heat to wszystko, co w tym momencie wiemy, to to, że Bosh bedzie Tym Trzecim. jak to będzie z Wadem i Jamesem, to sie dopiero okaże - ja nie wykluczam równego podziału ról. Zreszta Wade jeszcze przed 1 lipca w któryms z wywiadów powiedział, że liderowanie nie jest dla niego najwazniejsze co już wtedy mozna bylo odebrac jako sygnal pt. James w Heat.



Van - N paź 17, 2010 5:31 pm

w ogóle to, co zostało tu napisane o "lidershipie" i liderach (to już głównie do ciebie Van) sprowadza się do tego:
jeśli lider ma dobrą drużynę to wygrywa.
jeśli lider ma złą drużynę to przegrywa.

wniosek z tego taki, że ta magiczna liderowatość lidera nie ma znaczenia, więc gadanie o "lidershipie" to pustosłowie.

absolutnie do tego się nie sprowadza




Luki - N paź 17, 2010 5:37 pm
Van, jesteś totalnym, niemożliwym i obrzydliwym ignorantem.
Co ma sezon regularny do playoffów? Co z tego, że jakąs drużyna jest brana za contendera skoro rzeczywistość jest inna? Mavs też co roku są brani za contendera ale jednak nie potrafią wrzucic do składu slashera tylko wciąż rzucają jumperki.

Tak więc ustalmy - LeBron miał dupny skład, który sprawdzał się w regular i srał w PO. Sam mówisz, ze wiele razy ich deprecjonowałeś bo "znałeś ich wartość". To teraz z innych czy z siebie robisz debila?



matek - N paź 17, 2010 5:51 pm

Tak więc ustalmy - LeBron miał dupny skład, który sprawdzał się w regular i srał w PO. Sam mówisz, ze wiele razy ich deprecjonowałeś bo "znałeś ich wartość". To teraz z innych czy z siebie robisz debila?
ale jesli ten sklad sie sprawdza w rs i robi 60+ W to co sie dzieje dalej? sa przygotowani tylko na 82 mecze czy jakims innym cudem graja slabiej? a moze ich ambicje zaspokaja wygranie rs...

Kobe w 06 i 07 nie mial nawet hca. a jaki to byl sklad to mozna ocenic po tym co osiagnela wiekszosc tych gosci przed i po grze w lakers.
wsparcie lebrona przed przyjsciem do cavs mialo jakies tam osiagniecia i byli uznawani za dobre wzmocnienia, ale chyba razem z przyjsciem do cavs oddali w jakis sposob czesc ze swoich umiejetnosci kingowi. zobaczymy jak pograja juz bez niego
lubicie tez pisac ze jordan "wyhodowal" sobie pippena i granta, mysle ze lbj nie potrafilby tego zrobic z zadnym graczem



Luki - N paź 17, 2010 5:56 pm
Ale zauważ o co chodzi. Każdy wie, że granie w PO ma się nijak do grania w regularze a jadnak na potrzeby dyskusji niektórzy zmieniają poglądy...



Jendras - N paź 17, 2010 5:57 pm
Cavs nie przegrali przez brak mitycznej drugiej opcji, tylko przez obronę oraz "popis" LeBrona w piątym meczu.

Kobe nie odpuścił w finałach z Bostonem. Jako jedyny stawił się na szósty mecz, niestety przede wszystkim Gasol z Odomem zupełnie podkulili ogony i po pierwszej połowie było po meczu. Podobna sytuacja w serii z Phoenix.

Bryant zagrał lepiej w obu seriach z Bostonem przede wszystkim dlatego, że fatalna dyspozycja Jamesa była bezpośrednią przyczyną kluczowych porażek Cavs zarówno w 2008 roku, jak i dwa lata później.



Jendras - N paź 17, 2010 6:01 pm

Mavs też co roku są brani za contendera

Pierwsze słyszę



Luki - N paź 17, 2010 6:04 pm

Mavs też co roku są brani za contendera

Pierwsze słyszę



Jendras - N paź 17, 2010 6:06 pm
"Jeden z ekspertów"!

No skoro tak to przepraszam



matek - N paź 17, 2010 6:09 pm

Ale zauważ o co chodzi. Każdy wie, że granie w PO ma się nijak do grania w regularze a jadnak na potrzeby dyskusji niektórzy zmieniają poglądy...
moze ma sie nijak ale jakis poglad o sile druzyny daje. a cavs po takim rs nalezy chyba uwazac za druzyne bardzo mocna i jako jednego z kandydatow na mistrza? sam przed poprzednim sezonem obstawialem cavs jako najlepsza druzyne w rs ale w po nie dawalem im wiekzych szans, i rzeczywistosc okazala sie wlasnie taka. wiedzialem ze rs cavs>>po cavs ale moze to jest wina lebrona? za malo wiary w partnerow?
jesli w momencie pozyskania tych graczy oceniano ich jako swietne wzmocnienia to napewno nie brano pod uwage tylko rs, musieli byc tez oceniani jako wsparcie na po



Luki - N paź 17, 2010 6:11 pm

"Jeden z ekspertów"!

No skoro tak to przepraszam


Również przepraszam, myślałem, że ogólną opinię kto jest contenderem a kto nie można opierać na wynikach zespołu i opiniach ludzi związanych z ligą. Jak widac myliłem sie. Proponuję założyć temat "Jendras i Van w poszukiwaniu prawdy" gdzie będzie zawarte to co kazdy fan nba powienien wiedzieć o lidze.



lorak - N paź 17, 2010 6:13 pm

w ogóle to, co zostało tu napisane o "lidershipie" i liderach (to już głównie do ciebie Van) sprowadza się do tego:
jeśli lider ma dobrą drużynę to wygrywa.
jeśli lider ma złą drużynę to przegrywa.

wniosek z tego taki, że ta magiczna liderowatość lidera nie ma znaczenia, więc gadanie o "lidershipie" to pustosłowie.


czy drużyna Bryanta w 2006 i 2007 roku robiła najlepszy bilans w lidze i była uważana za contendera ?



Jendras - N paź 17, 2010 6:19 pm

"Jeden z ekspertów"!

No skoro tak to przepraszam


Również przepraszam, myślałem, że ogólną opinię kto jest contenderem a kto nie można opierać na wynikach zespołu i opiniach ludzi związanych z ligą. Jak widac myliłem sie. Proponuję założyć temat "Jendras i Van w poszukiwaniu prawdy" gdzie będzie zawarte to co kazdy fan nba powienien wiedzieć o lidze.



matek - N paź 17, 2010 6:24 pm

poza tym jeśli te przykłady nie odpowiadają ci, bo Kobe to zbyt drażliwy temat, to możemy się odnieść do jeszcze większej legendy lakers: Magic, MVP, najlepszy bilans, a mimo tego nie było tytułu. czyżby jeden z największych liderów w historii nagle w 1990 roku przestał liderować? jego "lidership" stracił moc? albo jego nemezis: Bird MVP, boston najlepszy bilans w lidze, a mimo tego tytułu nie było. według ciebie trzeba by powiedzieć, że Bird w 1985 nie był liderem. był nim w 1984 i 1986, ale nie w 1985... ot, cały urok oceniania według "lidershipu
bird 85 - przegral dopiero w finale z lakers magica
magic 90 - tu mozna sie przyczepic bo odpadli w polfinale konferencji , tak jak ostatnio cavs. tyle tylko ze w tamtym momencie magic juz troche ugral i udowodnil wczesniej jakim jest liderem w przeciwienstwie do obecnego lbj



AlonzoM. - N paź 17, 2010 6:27 pm

ale jesli ten sklad sie sprawdza w rs i robi 60+ W to co sie dzieje dalej? sa przygotowani tylko na 82 mecze czy jakims innym cudem graja slabiej? a moze ich ambicje zaspokaja wygranie rs...

Kobe w 06 i 07 nie mial nawet hca. a jaki to byl sklad to mozna ocenic po tym co osiagnela wiekszosc tych gosci przed i po grze w lakers.
wsparcie lebrona przed przyjsciem do cavs mialo jakies tam osiagniecia i byli uznawani za dobre wzmocnienia, ale chyba razem z przyjsciem do cavs oddali w jakis sposob czesc ze swoich umiejetnosci kingowi. zobaczymy jak pograja juz bez niego
lubicie tez pisac ze jordan "wyhodowal" sobie pippena i granta, mysle ze lbj nie potrafilby tego zrobic z zadnym graczem


konkretnie - nazwiska. z kogo tam można było zrobic Pippena?

Co do sezonu regularnego i playoffs to zwróc uwagę na tak fundamentalne rzeczy, że nie występuja tam juz takie druzyny jak Nets, Walves i Warriors, gra się juz na maxa o wszystko, a przegrany odpada, co powoduje, że kazdy mecz, kazda akcja i każdy uraz jest decydujący.


Kobe nie odpuścił w finałach z Bostonem.

a mnie tam jakoś został w pamięci jak siedział na ławce przygnębiony jak mecz sie jeszcze toczył.

Przypomnij mi jeszcze Jendras jaka to różnice punktowa odrabiali Celtics - 22? 24?



RappaR - N paź 17, 2010 6:28 pm
Kobe nie odpuścił w finałach z Bostonem. Jako jedyny stawił się na szósty mecz, niestety przede wszystkim Gasol z Odomem zupełnie podkulili ogony i po pierwszej połowie było po meczu. Podobna sytuacja w serii z Phoenix.



Jendras - N paź 17, 2010 6:29 pm

a mnie tam jakoś został w pamięci jak siedział na ławce przygnębiony jak mecz sie jeszcze toczył.

Przypomnij mi jeszcze Jendras jaka to różnice punktowa odrabiali Celtics - 22? 24?


No trudno, żeby się cieszył.

24



Bastillon - N paź 17, 2010 6:40 pm
1.przez 3 ostatnie lata leadership Bryanta doprowadzil go do tego ze indywidualnie zagral gorzej od LeBrona przeciwko Cs 2008, Orlando 2009 i Celtics 2010. roznica byla taka ze bez Bryanta Lakers mogliby wygrac okolo 45-50W podczas gdy Cavs byliby kandydatami do top5 loterii.

polaczone statsy z tych trzech serii:
Kod: Zaznacz cały        games   PPG   TS%   RPG   APG   TOV   STL   BLK
Kobe      18   28.7  0.52   6.2   5.2   3.7   2.1   0.7
LeBron    19   30.5  0.54   8.0   7.6   4.7   1.8   1.3

Bryant rzucal mniej pktow na gorszej skutecznosci, mniej zbierajac nawet biorac pod uwage pozycje, lepiej podajac biorac pod uwage asysty i straty, a mial jedynie 0.3 mniej steali blokujac prawie 2 razy wiecej rzutow.

przy tym trzeba pamietac ze Bryant mial do pomocy Gasola i bardzo mocna reszte zespolu trenowana przez jednego z najlepszych coachow ever. LeBron mial tymczasem Mo Williamsa jako swojego 2 najlepszego zawodnika w ataku i ktory nie rozni sie znacznie poziomem od Fishera. przy okazji, nie rozumiem pojazdow Mo za pizdowatosc... koles nie jest uwazany nigdzie za polke chocby borderline all-stara, nikt go nie bierze na powaznie w zadnym rankingu PGs, jest jednym z najgorszych obroncow, nie potrafi kreowac, jest jednowymiarowy i bez charakteru, a wy oczekiwaliscie ze bedzie spelnial role 2 opcji ? no zajebiscie moze od razu zjezdzajcie Oakleya za to ze nie rzucal 20 PPG jak Ewing przegrywal bo przeciez on tez nie ma jaj, prawda ?

my point - Mo jest ciotą niezaleznie od okresu czy to RS czy PO i tak powinien byc traktowany. Derek Fisher ? ok, mozna debatowac. 2 opcja ? nawet nikt myslacy realistycznie tego nie zakladal.

playoff performer my ass. a juz najlepszy tekst z tego tematu jest o tym jak LeBron znika gdy zaczyna przegrywac... w 2008 LeBron byl w tak glebokiej dupie po dwoch pierwszych meczach ze przy tej teorii w ogole nie powinni wygrac meczu. doszlo do G7 ktory Celtics cudem wygrali bo Garnett Ray i Pierce zrobili gang-up na LeBrona w ostatnim meczu gdzie wiecej zrobic juz nie mogl. o ile start mial gorzej niz tragiczny to byloby niezwyklym idiotyzmem poddanie sie.

oczywiscie nie mowie, ze fani Lakers do tego zdolni nie sa czego najlepszym przykladem jest Van i jego przewidywane statsy Amare z ktorych bede sie jeszcze nieraz podsmiechiwal, ale to w swoim czasie.

wracajac do tematu, seria z Orlando - LeBron dominuje prawie cala serie i jedyne co zostalo wspomniane tutaj to G6 ? jeszcze jakby to byla jego wina ze Ilgauskas z Varejao nie pokazali sie na parkiecie wraz se swoimi skillami, ktore to wczesniej zostawili w autobusie, podczas gdy Howard zrobil sobie rzeznie 40/15. juz niestety zapomniane bylo jak quitter LeBron "poddal sie" w G2 rzucajac game-winnera w najbardziej beznadziejnej sytuacji w jakiej mogl sie znalezc.

w serii z Celtics nie bede LeBrona bronil, ale zeby jeszcze Bryant mial jakas przewage... ja milion razy wole pasywnosc LeBrona od 18 cegieł Bryanta w G7 (gdzie dupsko ocalil mu Gasol) albo airball na GW vs Suns w G5 (gdzie dupsko ocalil mu Artest).

tak czy inaczej jesli cos mozna tu LeBronowi zarzucic, to dwa razy tyle wad mozna zobaczyc u Kobego. juz nawet pomijajac to ze byl outproduced w prawie kazdej statystycznej kategorii, to jeszcze na dodatek o wiele wiecej mial no-show performances. G7 z tego roku, G6 z 2008 jak i w sumie cala seria za wyjatkiem chyba G3, nic specjalnie wyrozniajacego sie przeciwko Orlando etc.

nie ma tu zadnej przewagi dla Bryanta i nie bedzie chocbyscie nie wiem jak starali sie znalezc cos czego nie ma.



AlonzoM. - N paź 17, 2010 6:48 pm
Bron był graczem niedojrzałym w Cavs gdzie traktowano go jak boga i pozwalano na te wszystkie szopki, ale Kobe dopiero po Erze Plutona sie zmienił więc dajmy LBJowi szansę. Z tym calym The Decision znaczy nie sama decyzja bo była to jedyna słuszna decyzja ma sie rozumieć ale z jej formą tez sie nie spisał, ale najistotniejsze, że szykuje nam sie kapitalny sezon. Lakers sa w o tyle lepszej sytuacji, że moga sobie czekac w finale na zwycięzce pojedynku Heat - Celtics.

W sumie Kobe zmienił numer i dojrzał
Teraz LeBron tez zmienił numer..



Bastillon - N paź 17, 2010 7:20 pm
2.wygrywanie w PO vs wygrywanie w RS. wsrod NBA fanbase panuje niesluszne przekonanie, ze Suns grali gorzej w PO bo ich ofensywa nagle stawala sie gorsza wobec playoffowych ("prawdziwych") defensyw. niedosc, ze Suns grali w PO LEPIEJ, przegrywali z przeciwnikami ktorzy byli od nich w RS LEPSI, to jeszcze ich ofensywa sie POPRAWIALA.

SRS jest najlepszym wyznacznikiem sily druzyny bo bierze pod uwage zarowno pts differential jak i sile przeciwnikow (w skrocie:wygrywasz +10 przeciwko zespolowi ktory normalnie przegrywa -10 i masz zero). wezmy wiec te SRS jako wyznacznik sily Suns i ich playoffowych przeciwnikow:

2005:
Suns 7.08
Spurs 7.84
Mavs 5.85
Grizz 2.63

wg tego zestawienia vs Grizz powinni prowadzic stosunkowo zacieta serie ktora wygraliby okolo 5 PPG. wygrali 11 PPG sweepem. pogrom.

vs Mavs bardzo zacieta seria teoretycznie (~1 PPG roznicy). 4-2, 6.7 PPG. co ciekawe, tutaj choker i nie-lider Nash, ktory obniza swoja gre w playoffach (gdzie graja zawodnicy z mentalnoscia playoffowa a nie RSowa jak Nash) ledwo egzystowal klepiac ta swoja biede (30/12/6 na skutecznosci o ktorej Bryantowi sie nie snilo). dodajmy rowniez ze Suns i Nash zrobili to bez JJa, 3 najlepszego zawodnika.

vs Spurs teoretycznie ~1 PPG roznicy. w praktyce przegrali 4.2. bez JJa i w sumie bez Mariona (8 PPG 39% FG).

nie chce mi sie analizowac tak kazdej serii, ale ogolnie gdy Suns przegrywali to bylo to z silniejszymi druzynami wg SRS

2006: Mavs +0.5 (Mavs znacznie lepsi wliczajac kontuzje Suns)
2007: Spurs +1.1 (SAS jeszcze lepsi wliczajac suspensions)
2008: Spurs rowno (SAS znacznie lepsi wliczajac transfer Shaqa)
2010: Lakers +0.1 (LAL znacznie lepsi gdy grali ze zdrowymi Gasolem i Bynumem)

sa to w dodatku serie gdy Nash totalnie dominowal w ataku, a ofensywa Suns generalnie byla lepsza:

dane z blogu B-R
2005 RS +10.4
2005 PO +15.2
2006 RS +7.7
2006 PO +9.9
2007 RS +10.0
2007 PO +6.0
2008 RS +7.3 (niewliczony jest transfer Shaqa a z nim byli o wiele gorsi w ataku)
2008 PO -2.8
2010 RS +9.0
2010 PO +12.2

tutaj tylko za wyjatkiem 2008 gdzie faktycznie mozna miec do niego zastrzezenia... ale to i tak nic przy Amare czy Shaq ktorzy byli wrecz zalosni - Amare np. byl czesto kryty przez Finleya i nie potrafil na nim zdobywac pktow - Popovich uznal ze skoro niewazne kto go kryje to Amare i tak zdobywa pkty z pickow z Nashem to dal slabego obronce zeby Suns grali na niego izolacje a wtedy Amare probowal swoich zalosnych ruchow tylem do kosza ktorych nie ma, a nastepnie podwajany najczesciej tracil pilke bo passer to z niego na poziomie Edka Currego (jego kanapki z McDonalda RIP). do tego byl Shaq, niedosc ze Pop robil sobie bezkarnie hack-a-Shaq na nim to na dodatek byl osmieszany na pick and rollach do ktorych wcale nie wychodzil. dobrze bronil Duncana 1 na 1, ale Tim sobie i tak nastukal 30 PPG konczac podanie Parkera/Manu. o ile do Nasha mozna miec bez watpienia pretensje to byla to jego jedyna slaba seria playoffs odkad przyszedl do Suns... jedna seria z dwunastu. w dodatku zadna wielka katastrofa, po prostu nie zagral tak jak nas do tego przyzwyczail.

tak wiec cala kupa bzdur i mitow wytworzonych przez haterow Nasha zeby umniejszyc jego zaslugi - zespol byl w playoffach LEPSZY, bo Nash gral DLUZEJ, a gdy Nash nie gral to zespol sie SYPAL (na co tez moge przytoczyc cala mase danych zaczynajac od meczow bez niego a konczac na roznych wersjach +/-). jest to calkiem logiczne ze z Nashem grajacym wiecej minut Suns stawali sie trudniejszym zespolem do pokonania. ostatnim problemem byla jego gra w PO. kontuzje (JJ w 05, Kurt przede wszystkim ale w sumie cala druzyna w 06) i zawieszenia to byl o wiele wazniejszy powod ich przegranych, do tego dochodzi nieudolnosc coaching staff i managementu w dopasowaniu do niego zespolow (nie da sie biegac bez zbiorek, ani jednego wysokiego ktory chocby mogl przypominac defensywe), nieudolnosc idioty Portera ktory wolal oprzec ofensywe na Shaqu niz na Nashu co skonczylo sie dla ich ofensywy tragicznie i co diametralnie sie odwrocilo gdy ta dwojka rolami sie zamienila... winic Nasha za playoffy moga tylko ci ktorzy tych serii nie pamietaja lub nie chca pamietac, bo nie ma fana Suns ktory by wasze "obawy" podzielal.

po prostu masa bledow, bzdur i manipulacji ze strony Vana i calej tej antynashowskiej spolki (nie mozna pominac Koelnera i ai3). hejtujcie sobie dowoli ale przynajmniej uzywajcie argumentow zgodnych z faktami.



Bastillon - N paź 17, 2010 7:45 pm
3.Lakers bez Bryanta vs Cavs bez LeBrona.

Cavs
rok bilans
08 0-7
09 0-1
10 1-5

Lakers
08 0-0
09 0-0
10 6-3

razem Lakers 6-3
razem Cavs 1-13

to jest roznica miedzy ich "leadershipem": Cavs kompletnie sie rozpadali bez LeBrona bo byla to banda role playerow dobrze ulozonych pod all-time superstara, a Lakers bez Bryanta to dalej zespol na poziomie 50W, ktory moglby spokojnie walczyc o 2 runde PO, jak nie wiecej.

nie musze wspominac rowniez ze LeBron bije Bryanta na glowe jesli chodzi o ogolny +/- przez te ostatnie lata.

LBJ
2008 11.3
2009 21.0
2010 15.8

Kobe
2008 7.1
2009 11.9
2010 12.3

w APM przewaga wyglada podobnie. LeBron ma wiekszy impact w ZNACZNIE gorszym zespole. Lakers bez Kobego to bardzo dobry zespol, period. Cavs bez LeBrona to banda role playerow.

James tylko w jednym momencie mial dobry support, zanim przyszedl Shaq, po tym jak dostali Mo i Varejao gral regularnie duzo minut. nawet bez Jamesa byla to calkiem niezla druzyna, ktorej sila tkwila w obronie i spacingu. przed i po tym okresie przypominali kandydata na top loterii.



Bastillon - N paź 17, 2010 8:08 pm

Lubisz się trzymać faktów to się ich trzymajmy zostawmy na chwilę obwinianie Lebrona czy to jego partnerów i odpowiedz mi po prostu na pytanie ile razy w historii tej ligi zespół, który dwa sezony z rzędu wywalcza HCA na całe PO, był prowadzony przez dwukrotnego MVP tak by było jeszcze ciekawiej bezdyskusyjnie jednego z dwóch max trzech najlepszych graczy w lidze odpadał z PO jeszcze w swojej konferencji ?

trzeba byc naprawde ignorantem.

Lorak juz ci podal Birda 85 i Magica 90, dodatkowo masz jeszcze Kareema na poczatku lat 70-tych ktory przez 3 lata z rzedu (72-74) wygrywal 60+ bez tytulu w postseason. do tego Wilt 68-69 (i wlasciwie 70, pomimo kontuzji).

niedosc ze wybrales niesamowicie tendencyjne kryteria, tak zeby dopierdolic LeBronowi (kompleksy ? powszechne przekonanie ze >Bryant ?), to jeszcze ci sie nie udalo specjalnie.

skoro juz jestesmy na tym etapie to moze sprobujmy tak: ile razy multiple MVP ma conajmniej polowe meczow w finalach ponizej 35% FG?

Bryant:
2004 - check, g3-5... 4-13, 8-25, 7-21
2008 - check, g1, g4, g6... 9-26, 6-19, 7-22
2010 - "zaledwie dwa", g3 i g7... 10-29, 6-24

albo ile razy multiple MVP ma finaly na poziomie Bryanta w 2004 roku kiedy jego obecnosc przeszkadzala zespolowi i chamowal ceglami swojego kolege z zespolu robiacego 27/11 na 63% ?

albo ile razy multiple MVP rzuca 25% FG przy 18 ceglach w g7 finalow ?

albo ile razy multiple MVP dostaje takie baty w closeout game ze po polowie nie ma co wychodzic na boisko ? (G7 2006, G6 2008)

wiesz nietrudno sobie wybrac jakies idiotyczne kryteria zeby pasowaly do wlasnego idola. trudniej jest uzasadnic dlaczego wybor taki jest sluszny. nie ma zadnego powodu dla ktorego powinnismy twoje farmazony o bardzo dobrym zespole LeBrona traktowac powaznie - Cavs w tym okresie mogli sobie wygrywac nawet 70+ w RS ale bez LeBrona dostali tęgie baty 1-13. naprawde tak ciezko uwierzyc ze LeBron przegral w playoffach gdy mial teammates ktorzy bez niego niewiele lepiej wypadali niz gdyby graly zamiast nich cheerleaderki ?

i do tego jeszcze ten pan: http://www.youtube.com/watch?v=WPb2nZPxffU



RLPH - N paź 17, 2010 8:32 pm

w serii z Celtics nie bede LeBrona bronil, ale zeby jeszcze Bryant mial jakas przewage... ja milion razy wole pasywnosc LeBrona od 18 cegieł Bryanta w G7 (gdzie dupsko ocalil mu Gasol) albo airball na GW vs Suns w G5 (gdzie dupsko ocalil mu Artest).

przeciez jeszcze Gasol uratował Kobe w G6 z OKC

nienawidze tego ze tematy mają tendencje do przeradzania sie w Lebron vs kobe , kobe vs michael etc



Kubbas - N paź 17, 2010 8:59 pm

nic specjalnie wyrozniajacego sie przeciwko Orlando etc.
Ja pierdole, żebym ja miał te tabelki z ostatnich poss meczy z Orlando zwłaszcza tego z dogrywką, była dyskusja tu na forum, w której chyba sam brałeś udział, że w każdej akcji w końcówce z Orlando KB brał udział. Zaślepienie totalne, no kurwa nic wyróżniającego się?



Bastillon - N paź 17, 2010 9:30 pm
porownujemy tu Kobego do LeBrona ktory vs Orlando robil jakies 40 PPG, a ty mi wyskakujesz z paroma possessions z koncowek. GTFO w/ this crap.



Koelner - N paź 17, 2010 9:33 pm

po prostu masa bledow, bzdur i manipulacji ze strony Vana i calej tej antynashowskiej spolki (nie mozna pominac Koelnera i ai3). hejtujcie sobie dowoli ale przynajmniej uzywajcie argumentow zgodnych z faktami.

od kiedy to jestem hejterem Nasha? to ,że go nie równam z Magic'iem Johnsonem nie oznacza ,że jestem haterem.

tak wiec cala kupa bzdur i mitow wytworzonych przez haterow Nasha zeby umniejszyc jego zaslugi - zespol byl w playoffach LEPSZY, bo Nash gral DLUZEJ, a gdy Nash nie gral to zespol sie SYPAL (na co tez moge przytoczyc cala mase danych zaczynajac od meczow bez niego a konczac na roznych wersjach +/-). jest to calkiem logiczne ze z Nashem grajacym wiecej minut Suns stawali sie trudniejszym zespolem do pokonania. ostatnim problemem byla jego gra w PO. kontuzje (JJ w 05, Kurt przede wszystkim ale w sumie cala druzyna w 06) i zawieszenia to byl o wiele wazniejszy powod ich przegranych, do tego dochodzi nieudolnosc coaching staff i managementu w dopasowaniu do niego zespolow (nie da sie biegac bez zbiorek, ani jednego wysokiego ktory chocby mogl przypominac defensywe), nieudolnosc idioty Portera ktory wolal oprzec ofensywe na Shaqu niz na Nashu co skonczylo sie dla ich ofensywy tragicznie i co diametralnie sie odwrocilo gdy ta dwojka rolami sie zamienila... winic Nasha za playoffy moga tylko ci ktorzy tych serii nie pamietaja lub nie chca pamietac, bo nie ma fana Suns ktory by wasze "obawy" podzielal.




Bastillon - N paź 17, 2010 10:13 pm
ja nie tlumaczylem Nasha tylko podalem powody porazek Suns. slaba gra Nasha nie nalezala do tych powodow bo cos takiego nie mialo miejsca. latwo zobaczyc jak te zmienne przez ciebie wytluszczone wplywaly na Suns.

2006:

zobacz ze Suns zaczeli sezon z Kurtem Thomasem 36-17 majac 6.8 pts differential. pozniej Kurt mial season ending kontuzje, Suns skonczyli sezon z 3.3 pts diff bo nie mieli kim zbierac. pozniej w playoffach cala druzyna systematycznie zaczela sie lamac i narzekac na rozne dolegliwosci bo zagrali nieslychane 15/30 czyli 15 razy w miesiac. b2b 7-game serie + 6 meczy w Dallas i taki byl tego efekt.

2007:

w meczu gdy zawiesili Amare i Diawa minuty druzyny:

Nash 46
Bell 46
Marion 46
Thomas 36
Barbosa 34
James Jones 28
Burke 3

mozesz sobie wyobrazic jaki to mialo efekt na tak plytka druzyne, nie mowiac juz o skutkach psychologicznych, bo Suns wlasnie mieli momentum w serii i byli postrzegani jako faworyci przed zawieszeniami, bedac w dogodnej pozycji do zwyciestwa (2x home vs 1x @SA). ten mecz skonczyl sie 88-85, z tego co pamietam Bowen walnal game winnera za 3 z rogu. chyba jest oczywiste ze ich szanse na zwyciestwo znacznie wzroslyby bez zawieszen.

wygrana w G5 stawia w Suns w sytuacji gdzie do wygrania tytulu brakuje im jednego meczu z dwoch, bo dalsi przeciwnicy nie stanowili dla nich realnego zagrozenia.

2009:

przed ASG Porter jest coachem i jego taktyka w ataku to granie przez wysokich zamiast przez Nasha. zabranie pilki rozgrywajacemu ktory prowadzil od lat najlepsze ofensywy w lidze na rzecz starego Shaqa i Amare-retarda, ktory nie potrafi podawac ani kreowac skutecznie dla siebie. skutek - 103.5 PPG, podczas gdy za najlepszych lat Suns lekka reka rzucali po 110.

po ASG Porter zostaje nareszcie wypierdolony, Amare sie lamie po dwoch meczach kolejnych, a Suns zostaja z jednym wysokim... ale pilka wraca do rak Nasha dzieki Gentremu. Suns po ASG - 114 PPG.

Suns umiejetnie ukladajac zespol przez te lata mogli byc naprawde o wiele lepsi niz byli, a powody ich relatywnego braku sukcesow sa zwiazane z wieloma rzeczami, ale na pewno nie z Nashem. prosta sprawa - gdy Nash znajdowal sie na boisku to Suns grali o NIEBO lepiej.



Kubbas - N paź 17, 2010 10:19 pm

porownujemy tu Kobego do LeBrona ktory vs Orlando robil jakies 40 PPG, a ty mi wyskakujesz z paroma possessions z koncowek. GTFO w/ this crap.
No no



heronim - N paź 17, 2010 10:21 pm
Jeśli mnie pamięć nie myli, wracając do Cavs vs Celtics w tym roku, to przypadkiem James nie zrobił "quit" w game 4 kiedy to Cavs wygrywali w serii 2-1?? Nie to, że się czepiam ale to trochę nielogiczne żeby w takim momencie ktokolwiek na świecie sobie odpuszczał i miał wyjebane. Nie to, że tłumacze LeBrona, nie wiem co się wtedy stało tak naprawdę, w ogóle to co się wtedy działo z Cavs to coś dziwnego było. Każdy widział że coś nie tak jest z LeBronem, nie był tym samym graczem co w pierwszych trzech spotkaniach, dopiero w g6 włożył trochę serca w grę, niby wszyscy snuli że to przez łokieć, ale sam James coś pierdolił o "i'm no excuses guy", Mike Brown na większość pytań nie znał odpowiedzi albo tak odpowiadał jak w tym linku basta itp. Rzecz w tym, że gdy prowadzisz 2-1 czy nawet gdy jest 2-2 w meczach, to znajdźcie mi na tej planecie osobę (prócz LBJa oczywiście ) która w takim momencie by się poddała nie mając jakiegoś ważnego powodu ku temu, to się trochę kupy nie trzyma na logikę biorąc. Ja rozumiem, że można mu zarzucić quiterstwo gdy przegrywasz 0-2 bądź 0-3, ale serio, 2-1? 2-2? James jest bardzo wyjątkowy jak widać . Ja po prostu byłbym bardzo ostrożny w ogóle w ocenie tej serii, była dziwna bez wątpienia.



Bastillon - N paź 17, 2010 10:24 pm

porownujemy tu Kobego do LeBrona ktory vs Orlando robil jakies 40 PPG, a ty mi wyskakujesz z paroma possessions z koncowek. GTFO w/ this crap.
No no



lorak - N paź 17, 2010 10:33 pm

nic specjalnie wyrozniajacego sie przeciwko Orlando etc.
Ja pierdole, żebym ja miał te tabelki z ostatnich poss meczy z Orlando zwłaszcza tego z dogrywką, była dyskusja tu na forum, w której chyba sam brałeś udział, że w każdej akcji w końcówce z Orlando KB brał udział. Zaślepienie totalne, no kurwa nic wyróżniającego się?



Kubbas - N paź 17, 2010 11:51 pm
Szukam i nie mogę znaleźć, nie wiem nawet czy nie ty dałeś tą tabelkę, albo Batalion coś mi tak świta, ale w temacie nie ma (http://forum.e-nba.pl/viewtopic.php?f=5&t=3610) więc muszę Ci rację przyznać.



Van - Pn paź 18, 2010 5:04 am
fajnie Bastek, że jak zwykle walnąłeś przepełniony cyferkami referat, ale w zasadzie nie dałeś tam żadnych niesamowitych informacji, w skrócie i tak sprowadza się to do tego co napisałem parę stron wcześniej:
Nash i Lebron to chyba jedyny gracze, którzy zdobywali MVP dwa razy z rzędu i nie tylko nie sięgali w żadnym z tych sezonów po tytuł, ale również nie grali nawet w finale. To nie są gracze, którzy są częścią systemu tylko gracze tworzący system to z jednej strony może być uznawane za oznakę ich wielkości, ale w praktyce sprowadza się niestety do tego, że ich partnerzy są mocno od nich uzależnieni, za mocno, dodatkowo drużyny wokół nich są budowane w dużym stopniu w oparciu o jumpshooterów, a jumperki fajnie wpadają w regular, ale w PO już niekoniecznie.



Koelner - Pn paź 18, 2010 5:40 am
ja nie tlumaczylem Nasha tylko podalem powody porazek Suns. slaba gra Nasha nie nalezala do tych powodow bo cos takiego nie mialo miejsca. latwo zobaczyc jak te zmienne przez ciebie wytluszczone wplywaly na Suns.



RappaR - Pn paź 18, 2010 6:08 am

Przypomnę tylko jeszcze raz to nie ja podniecałem się Cavs przez ostatnie dwa lata, to nie ja robiłem z nich mistrzów, to wam nie przeszkadzało wtedy to jak wygląda ten skład, to wy podniecaliście się ich wygranymi w regular, ich bilansami z najlepszymi drużynami ligi i to widać niczego was nie nauczyło bo Lorak już daje informacje jak to Lebron świetnie spisuje się w prowadzeniu do wygranych końca ławki Heat w meczach treningowych w trakcie obozu.



lorak - Pn paź 18, 2010 7:45 am


Ja już kończę tą zabawę bo jak pojawia się Bastek, który nie potrafi żadnych wniosków sensownych wyciągnąć bez pomocy cyferek to już dyskusja dla mnie nie ma sensu.


haha, tak uciekaj Van. bo Bastillon znokautował tymi postami.
a jeśli jednak wrócisz, to odnieś się do przykładów Magica i Birda, które obnażają niedorzeczność podejścia poprzez "lidership".



lorak - Pn paź 18, 2010 7:53 am

dobrze. suns mieli pecha ,Nasha znalazł się w nie odpowiednim miejscu i czasie w Phoenix. gracz na poziomie Magic'a Johnson'a nie zdobył mistrzostwa bo miał pecha. jeśli taka jest Twoja stanowiska to nic tylko Ci współczuć.

Bastillon raczej nie uważa, że Nash jest ogólnie na poziomie Magica. ale jeśli chodzi o samo rozgrywanie to jak najbardziej można tak powiedzieć. bardzo trudno byłoby rozstrzygnąć, który z nich był lepszym playmakerem.

w dziejach NBA nie tylko Nash miał pecha ale i wiele innych zawodników.
tak przeglądałem ostatnie finały i niemal w każdym przypadku można szukać argumentów Twojego typu.
2010 Boston Perkins KG ,starzejący się Pierce'a i Allen ,rondo bez rzutu
2009 Orlando nelson kontuzja i idiota na ławce
2008 Lakers kontuzja Bynuma
2007 Cavs idiota na ławce i brak supportu kontra jeden z najlepszych coachów
2006 sędziowie
i tak dalej.
do każdego tego roku mógłbym dodać inne przykłady i nawet nie potrzebne byłyby mi jakiekolwiek statystyki.



mac - Pn paź 18, 2010 8:16 am

To nie są gracze, którzy są częścią systemu tylko gracze tworzący system to z jednej strony może być uznawane za oznakę ich wielkości, ale w praktyce sprowadza się niestety do tego, że ich partnerzy są mocno od nich uzależnieni, za mocno, dodatkowo drużyny wokół nich są budowane w dużym stopniu w oparciu o jumpshooterów, a jumperki fajnie wpadają w regular, ale w PO już niekoniecznie.
ty to uważasz za oznakę wielkości, a ja nie, w tej lidze czy to ci się podoba czy nie chodzi o wygrywanie tytułów, liczy się efekt, nie ma tu znaczenia później jaką skuteczność miał Bryant w G7 zdobył tytuł, nie ma znaczenia to czy moim zdaniem Wade w 2006 roku wygrał tytuł dzięki sędziom, wygrał go i nic tego już nie zmieni, a twoje cyferki jedyne czego dowodzą to jak małe faktycznie mają znaczenie bo jeżeli nie idą za nimi tytuły to co mi po wielkości tych graczy ?


Te słowa pokazują, ze Lebron podjął bardzo dobrą decyzje w lato odnośnie dołączenia do Miami. Bo jeśli zdobędzie z nimi tytuł (niekoniecznie w 2011, Kobe w 2008 też nie wygrał) to będzie można o nim powiedzieć, że:
1. Można na nim oprzeć drużynę mistrzowską, a więc nieprawdą będzie, że "to nie jest gracz, który jest częścią systemu"
2. Może on z bandą przeciętnych graczy mieć najlepszy bilans w lidze (tego już Kobe nie potrafi, tzn według mnie i tak miał spore osiągnięcia ze słabym supportem, ale jednak dalekie od Lebrona).

Więc Lebron może mieć to co Kobe plus to czego Kobie nie ma.
Wtedy o Lebronie będzie można napisać:
To jest gracz, który jest częścią systemu oraz gracz tworzący system.

Podobne mam zdanie o Nashu, który ze słabym supportem miał imponujące wyniki (Chociaż uważam, że gdyby nie zawiesili Amare to i tak Spurs by wygrało serię, było 2-2, zostały 3 mecze, w pierwszych trzech meczach, gdzie 2 razy grano w Phoenix było 2-1 dla Spurs..)


Bosh. top3 PF ligi (razem z Dirkiem i Gasolem, tuz za nimi KG)

Pierwsza trójka jednak gra na dużo wyższym poziomie niż pozostali, natomiast co do KG to też ciężko go ustawić na tej pozycji. Ciężko ocenić jego możliwości w ataku bo Boston rzadko go tam używa, może nadrabiać w defensywie, ale właśnie chyba przez konuzję bardziej się osłabiła jego defensywa niż atak(gdzie jumper ma na poziomie nie osiągalnym dla większości PFów(tylko Dirk w zasadzie może się z nim równać). Jak on wypada w zaawansowanych statsach?
Czy Duncana uważasz za centra? Bo jak PF to jest on obecnie co najmniej na poziomie KG (podobnie jak i całą karierę) (i też uważam, że obecnie bardziej osłabiła się u TD defensywa niż atak).


do każdego tego roku mógłbym dodać inne przykłady i nawet nie potrzebne byłyby mi jakiekolwiek statystyki.

Dokładnie, ja od siebie dodam takie przykłady:
2008 Spurs - Lakers, mecz numer 3 - nie odgwizdanie faulu na Barrym. Chociaż tu uważam że tytułu by nie zdobyli, byli w tym roku słabi po świetnym początku.
2006 Spurs - Dallas, w jednym z meczów doszło przez głupi błąd Manu do dogrywki
2004 Fisher i jego rzut po czasie.
2001 Kontuzja Duncana. Tu też uważam, że nie byłoby tutyłu.



Dunk Fan - Pn paź 18, 2010 11:11 am
Nokaut, miazga, masakra. To, co zrobił Bast nie pozwala mi pisać na forum... Jestem forumowym Kwame Brownem albo Smushem Parkerem.

PS. Wiedziałem, że jak porzuci zbyt emocjonalne podejście (związane z wiekiem) to będzie niszczył.



vasquez - Pn paź 18, 2010 12:40 pm
zamiast tych całych cyferek można dać jeden prosty przykład róznicy w liderszipie Kb i Jamesa.

obrazek 1 - g6 Celtów z Cavs. Jest początek 4 q, tak - James trafia te 2 trójki i się robi +4 dla Celtów.
ładnie oraz cudownie. ALE wtedy Celtowie depczą pedał do deski i robią +14 [na 3:47 left], praktycznie bez żadnej reakcji ze strony wyoffowanych Cavsów, bez żadnej odpowieszi Jamesa i jest over, buzi, dupci i do domu - coś tam się na na mniej niż 10 zdarza, ale Celtowie zaraz ściągają uzdę i nie ma o czym mówić, TO BYŁ DECYDUJĄCY RUN.Gdzie był wtedy, w tym kluczowym momencie meczu o wszystko - LeBron James ? powiem wam gdzie : w dupie, od drugiej trójki z tego 2b2 nie wraca do gry, nie robi nic takiego, co by cavs mogło do zycia przywrócić, a wszyscy patrzą na niego. sytuację, wobec impotencji lidera, próbują ratować Jamisony i williamsy, czyli gracze beznadziejni - nie dają rady, bo i dać nie mogą, oni na takim poziomie dotąd nie rzucali, pod taką presją, pod nagle spadłą na nich niespodziewaną odpowiedzialnością - bo to LeBron miał rządzić w takich momentach, której brać się nie spodziewali - ONI MIELI POMAGAĆ, A NIE ROBIĆ ZA GWIAZDY - tego też wielu z was, obrońców cnoty LeBrona, dotąd nie zaresjestrowało. pieprzycie takim tekstem, jakby dzieci miały być winne tego, że tata jest pijakiem i przesrał wypłatę. ojciec, to ojciec, bachory to bachory - jest jakaś hierarchia.

obrazek 2 - g7 Celtics-La, finały. jest chuj : Kb rzuca jak nędzarz, procent mierny, decyzje średnie. przychodzi ostatnie 6 minut od wyniku remisowego i nawet time-outu, żeby wyidealizować przedstawienie : finałów skróconych do 6 minut : 3-3 w serii, po 64 w meczu 7, gramy sobie 6-minutowe finały.
co robi ten chujowy Kobzdej ? najpierw zarabia 2 fts i je trafia. potem wbija sam z siebie zajebiście trudnego pull upa. potem się wpierdala pod kosz na wsad i zarabia znów 2 fts, trafia jeden, zawsze coś. wykazał agresję, złość - that's my point. w nast posesji pudłuje trójkę dośc mocno, ale jest off reb Paua, więc nie stoi, tylko od razu ponawia, wychodzi, wykazuje agresję i pazur - dostaje piłkę, wbija i w zasadzie wymusza faul biodrami Sheeda - znów dostaje najłatwiejszą rzecz do zdobywania pkt : linię. trafia obydwa rzuty, a w międyczasie pięknie ściąga uwagę obrońców, ruchem w lewo każe odwrócić wzrok szykującego się do podwojenia obrońcy, zrobić ruch w jego stronę, po czym odgrywa do Artesta i daje mu te pół metra więcej, ułamek sekundy więcej na open looki trójkę, która wygrywa mecz. po tych Fts +5 La i 25 sek left.

jest tu ofenns, ale proszę popatrzeć na defense i tam też Bryant się uwija żwawo, a James nie wykazuje szczególnej namiętności. "niezainteresowany", takie słowo powtarzało się w komentarzach na niemal wszystkich portalach, które przejrzałem wtedy, a przejrzałem ich dużo.
To jest liderszip. A tamto z pierwszego obrazka nie jest liderszip.
to tak a'propos clutchness, bo niektórzy wcześniej z tym utożsamiali liderszip, ofk, imo słusznie, ale tylko częściowo go definiując.

Bo przecież to nie tylko to... Liderszip i wpływ lidera na zespół trwa cały rok, cały sezon, całe kilka lat czasami.
tu chodzi o budowanie TOŻSAMOŚCI i CHARAKTERU ZESPOŁU, a nie o jeden czy drugi incydent - to długi proces, nawet jeśli mierzyć go w mikrocyklach sezonowych - ukoronowanie i pranie, w którym ma się okazac na ile to wyszło, a na ile jajco z tego wyszło - to są playoffs, a dla takiego zespołu jak Cavs, to są własnie g6, g7, must-win games etc na poziomie ECF i ew finałów - a jak wyszło w tym i poprzednim sezonie i gdzie był leBron w obu meczach 6 i do tego w g5 z Celtami - wiemy i nie ma chyba sensu już skakać człowiekowi po głowie, bo i tak ma dość zmartwień, a prowokowanie obrońców lebrona do kolejnych popisów jest chyba mało humanitarne. chodzi o tego zespołu gębę i jajca. czy istnieje jakiś zespoł, który coś wygrał, a miał za lidera cipę ? chciałbym to zobaczyć.
w krytycznych momentach, meczach wychodzi jaki jest zespół, a zespół zawsze ma twarz lidera, jego serce i jaja są w znacznym stopniu emanacją serca i jaj lidera.

porównajcie twardość mentalną, odpornośc na przeciwności, killer instynkt, typ emocjonalności La i Cavs - co wam wychodzi ? Mnie wychodzi, że La to chłodni twardziele, a Cavs to była grupa fircyków ze skłonnością do histerii. chcecie z tego porównania wyłączyć znaczenie liderów ? Powodzenia. pogadajmy jak Pau Gasol i Phil Jackson poza Kobem nadali La twarz fajterów, a Mike Brown i Mo Williams z Cavs uformowali loserów, a LeBron się temu biernie przyglądał obgryzając paznokcie. Pogadajmy, zróbmy Monthy Pythonowi mordeczą konkurencję mówiąc, że stalo się to poza najlepszymi, najwazniejszymi graczami w lidze, którzy w swoich klubach mają pozycję jakiej nigdy nie miał nawet Jordan w Bulls, który z Krausem i Reinsdorfem musiał się czasami gryźć po jajach, a Kb i James są bożkami wręcz u siebie. Powiedzmy jasno : Kobe i James tak samo decydujący wpływ mieli na swoje zespoły i ich oblicze mentalne, ich instynkt walki i zdolność przetrwania, koncentracji, comebackowania i zagryzania - po prostu Kobe jest wojownikiem, a LeBron pokazał dobitnie, że nie jest. I co ? Zaspamować to wszystko tabelkami i wykresami można niby ? Kpina z racjonalnego rozumu i kpina z każdego, kto tę grę studiował wystarczająco długo i z wystarczającą pasją, żeby wiedzieć o niej to, co trzeba.

no i chodzi o STYL PORAŻKI - ja bym szanował lebrona i słowa nie pisnął, gdyby zobaczył jego wkurw w tych ww meczach, tę desire i ten nerw. Nie widziałem, żeby grał na kurwie, a Kobe na kurwie grał. STYL. STYL. można przegrać jak wojownik, a można przegrać jak eunuch. można to tłumaczyć wiekiem, ale Kobe był taki sam jak dzisiaj kiedy był młodszy. Miał tę samą desire. tyle że miał mniej chłodny łeb. LeBron tego nie ma w wieku zbliżonym do Bryanta i później mieć tego wcale nie musi, a ja wierzę w niezmienność genotypiczną człowieka i nie wierzę, żeby Lebron się tego dorobił, bo to nie biceps.

Van bardzo przytomnie napisał - lider nie musi wygrywać, co roku, liderowi W OGÓLE zdarza się wygrywać. opiewani tutaj liczni liderzy-pechowcy a'la Dirk, Nash, LeBron : wszyscy mieli swoje okazje, żaden nie wykorzystał NAWET jednej. nawet jak Celtów mocnych zabrakło, to się leBron wypierdolił na Magic, którzy jakimi są cipami grochowymi na highest level pokazali rok temu z zgarnettciałymi już Celtami.



RappaR - Pn paź 18, 2010 12:56 pm
A zobrazuj mi na przykładach to wkurwieniei agresję u najlepszego lidera dekady - Duncana. Jakoś u niego zauważyłem w końcówkach spokój i opanowanie bliższe zachowaniu Lebrona niż Kobiego.



Bastillon - Pn paź 18, 2010 1:02 pm

ty to uważasz za oznakę wielkości, a ja nie, w tej lidze czy to ci się podoba czy nie chodzi o wygrywanie tytułów, liczy się efekt, nie ma tu znaczenia później jaką skuteczność miał Bryant w G7 zdobył tytuł, nie ma znaczenia to czy moim zdaniem Wade w 2006 roku wygrał tytuł dzięki sędziom, wygrał go i nic tego już nie zmieni, a twoje cyferki jedyne czego dowodzą to jak małe faktycznie mają znaczenie bo jeżeli nie idą za nimi tytuły to co mi po wielkości tych graczy ?

problem w tym, ze ja podajac wyniki Cavs czy Suns nie nawiazuje wcale do tego jak bardzo byli uzaleznieni ale do tego jak chujowi byli bez swoich liderow.

ty oceniasz Amare czy Mariona na podstawie boxscore statsow nabitych przy Nashu i uwazasz ich za all-starow. Marion juz jest bench playerem a Amare wkrotce tez zostanie exposed. moja teza jest to ze supporty Nasha/LeBrona niewiele sie roznily od takich Lakers 06 czy 07 np. MILION razy wole Kwame-Odom niz Diaw-Marion. sama roznica w defensywie jest tutaj ogromna - dwoch +/- 7 footerow vs dwoch tweenerow F grajacych jako wysocy.

z Cavs w sumie bylo podobnie. mozesz sobie uzasadniac ze zespol byl dopasowany do Brona czy jak zajebisci byli Shaq i Jamison zanim doszli do Cavs ale wszystko sprowadza sie do tego, ze bez Jamesa ta druzyna byla beznadziejna jak na contendera i to juz nie zalezalo od tego jak bardzo byli uzaleznieni, ale jak slabi byli.

Nets tez mieliby pewnie ~50W z takim LeBronem, to tez znaczyloby ze sa uzaleznieni a jest z nich dobry support ? nie, oni sa po prostu chujowi, tak jak Cavs bez LBJ czy Suns bez Nasha.

patrzac na te dokonania wcale Cavs/Suns nie roznily sie znacznie od Lakers bez Bryanta. wyniki osiagaly dosc podobne. ty sobie mozesz to olewac i udawac ze to byly bardzo dobre zespoly z multiple all-stars i co tam chcesz jeszcze, ale oskarzanie LeBrona/Nasha ze nie zdobyli tytulow w takich okolicznosciach troche mija sie z celem.

ja ci gwarantuje tyle ze gdyby Nash/LeBron doszli do zespolu ktory potrafi grac jak Lakers 2010 bez Bryanta a sami zostaliby dobrze wykorzystani (czyli np. nie robi sie z LeBrona spot-up shootera, ani z Nasha post-up playera) to tytul nie bylby zadnym problemem.


niejaki Michale Jordan nie wiem czy słyszałeś to nazwisko, w finałach 1996 roku mial przynajmniej trzy mecze ze skutecznością poniżej 35%. To co jednak jest najważniejsze to nie to co widzą tacy ignorancji jak ty czyli cyferki, ale to, że i tak potrafił podobnie jak Bryant w zeszłym doprowadzić do zwycięstwa w serii.

i tak jak Bryant nad kazdym zespolem mial olbrzymia przewage talentu przez combo Pippen-Rodman-Jax. wiesz, ten sam zespol z Grantem zamiast Rodmana wygral 55 + byl o krok od finalow. to ze Jordan poprowadzil zespol do tytulu grajac indywidualnie tak a nie inaczej mowi raczej wiele o jego supporcie (Bulls wygrali te finaly na zbiorkach - Rodman 14.7, Pippen 8.2 i tracac o wiele mniej pilek - Pippen rozgrywajacy), a nie o tym ze jego <35% mecze sie jakos znacznie przyczynialy do tych tytulow. bez watpienia byla to bardzo slaba seria jak na jego standardy...

ale i tak nie zrozumiales sedna mojego argumentu. chodzi o to ze ja moge wymyslic naprawde 20 roznych metod na tej zasadzie i wszystkie beda pokazywaly ze Bryant na skali all-time wypada znacznie gorzej niz reszta superstarow. specjalista w takiej ignorancji jest JordansBulls na realGM ktory juz nieraz klocil sie ze Gasol jest znacznie lepszy od Kobego ze wzgledu na Win Shares. tu nie chodzi o to zeby wynajdywac jakies falszywe metody majace niby pokazac ze LeBron/Nash nie nadaja sie do PO (tak jak ty robisz z tymi MVP/60W seasons) tylko zeby uzasadnic dlaczego twoja metoda powinna byc w ogole traktowana powaznie.

twoj sposob mialby nawet sens gdyby pokazywal jakos ze support Nasha/LBJa byl championship caliber... ale tego nie pokazuje. najwyzej pokazuje ze razem z nimi te druzyny byly w stanie duzo wygrywac, ale w zadnym wypadku ze ich teammates spelniali to kryterium bez swoich liderow. to ze Suns/Cavs tyle wygrywali powinno bardziej swiadczyc o wielkosci tych zawodnikow, ktorzy potrafili zrobic z non-playoff teams contenderow. nie udawalo im sie wygrac tytulu ? ok, ale to juz troche tak jakby obwiniac Hakeema ze nie poprowadzil early 90s Rockets do mistrzostw. pewnych barier - takich jak coaching, management, supporting cast - nie da sie przeskoczyc. LeBron w Cleveland, Nash w Suns, Garnett w Wolves, Hakeem miedzy 87-92, Kareem 75-79, Jordan 87-90, Kobe z ery Plutona... przypadkow jest cale mnostwo i ani James ani Nash nie sa w tej kwestii odstepstwami.


Ja już kończę tą zabawę bo jak pojawia się Bastek, który nie potrafi żadnych wniosków sensownych wyciągnąć bez pomocy cyferek to już dyskusja dla mnie nie ma sensu.

jestem calkiem pewny ze bylo tutaj na forum mnostwo postow wyciagajacych przeciwne wnioski niz ty bez uzywania cyferek, a ty wtedy dalej powtarzales swoje pierdoly bez uzasadnienia ich. przyklad takiej tezy: leadership LeBrona < leadership Kobego. ja po prostu zweryfikowalem te twoje pseudomadrosci w numerkach i wyszlo ze pierdolisz glupoty.

nie pasuje ci ze nie zgadza sie to z rzeczywistoscia ? co ja ci na to poradze ? moge najwyzej wzruszyc ramionami



lorak - Pn paź 18, 2010 1:08 pm
Vasquez,

mam dla ciebie inne obrazki:
1. druga połowa cavs vs celtics 2008, G7
2. druga połowa LAL vs celtics 2008, G6

według tego, co opisałeś wyżej, obrazek nr 2 to nie jest lidership, natomiast obrazek nr 1 jak najbardziej.

pewnie moglibyśmy się tak jeszcze trochę poprzerzucać jednostkowymi przykładami*, dlatego od razu to ukrócę i zrobię szach mat: powiedz mi kiedy to Kobe pokazał taki "lidership" jak LeBron w G5 vs pistons w 2007? widziałeś w ogóle ten mecz? to jest właśnie MEGA SUPER HIPER "LIDERSHIP" o jakim Kobe może śnić.

*
odnośnie tych twoich to najśmieszniejsze jest gdy napisałeś, że oni (partnerzy LeBrona) nie są od tego by trafiać rzuty w playoffs. to ja się pytam od czego oni tam są? Fisher trafia lakers clutch rzut za clutch rzutem, a w cavs nagle support nie powinnien tego robić?

i taka ciekawostka odnośnie czwartych kwart meczów przywołanych przez ciebie:
partnerzy Kobe zdobyli wtedy 20 punktów (4 różnych graczy)
partnerzy LeBrona zdobyli wtedy 8 punktów (3 różnych graczy)
Kobe i LeBron zdobyli tyle samo (po 10)

teraz nie mam na to czasu, ale może później sprawdzę jeszcze kto ile wykreował pozycji dla partnerów i jak dobrze grał w obronie.



Bastillon - Pn paź 18, 2010 1:25 pm

ja nie tlumaczylem Nasha tylko podalem powody porazek Suns. slaba gra Nasha nie nalezala do tych powodow bo cos takiego nie mialo miejsca. latwo zobaczyc jak te zmienne przez ciebie wytluszczone wplywaly na Suns.

dobrze. suns mieli pecha ,Nasha znalazł się w nie odpowiednim miejscu i czasie w Phoenix. gracz na poziomie Magic'a Johnson'a nie zdobył mistrzostwa bo miał pecha. jeśli taka jest Twoja stanowiska to nic tylko Ci współczuć.
w dziejach NBA nie tylko Nash miał pecha ale i wiele innych zawodników.
tak przeglądałem ostatnie finały i niemal w każdym przypadku można szukać argumentów Twojego typu.
2010 Boston Perkins KG ,starzejący się Pierce'a i Allen ,rondo bez rzutu
2009 Orlando nelson kontuzja i idiota na ławce
2008 Lakers kontuzja Bynuma
2007 Cavs idiota na ławce i brak supportu kontra jeden z najlepszych coachów
2006 sędziowie
i tak dalej.
do każdego tego roku mógłbym dodać inne przykłady i nawet nie potrzebne byłyby mi jakiekolwiek statystyki.



vasquez - Pn paź 18, 2010 1:35 pm
lorak
mój obrazek jest o 2 lata bardziej aktualny niż twój. to po primo.

poza tym, kiedy KObe w tej 2 połowie nie rzucał, to było zdaje się 20 pkt z przodu dla Suns, więc nie wiem, jak chcesz porównywać te historie. ja pisałem o dwóch analogicznych sytuacjach, w których lider nie musiał robić niemożliwego i wyciągać teamu z 20 pkt blowoutu, tylko gra od wyniku remisowego lub prawie-remisowego i ma zadanie wygrać mecz [albo przegrac, ale nie poddać się]. ty serwujesz dwa przykłady kompletnie od siebie odległe okolicznościowo.

tak, pamiętam tamten mecz. oglądałem. a ty ? przedłożyłeś grę ponad wertowanie kolejnych słupków statystycznych ?

Kb meczów z tego typu wyczynami, one man shows, czy jak to zwał oczywiście nie miał. czasami tam Blazers czy Spurs, czy Suns skopał d,pę, ale fakt 48 pkt i takiego dnia konia nie miał nigdy. na tym jednym epizodzie rzeczywiście można zajebistą teorię zbudować. no i to był g5, w g6 LeBron wrócił do swojego normalnego poziomu, który utrzymał w fnałach, a potem to już co roku rutynowo mecze decydujące kładł. ale raz psu się dupa błysnęła - honor oddaję.

nie, to co napisałem w ogóle nie jest śmieszne, śmieszne jest to jak ty to mało pojętnie odczytujesz.
napisałem, że oni nie byli kompletnie przygotowani, żeby trafiać rzuty z pozycji go-to-scorerów, gostków, co mają wygrac mecz, wskutek tego, ze lider się w sraczu zatrzasnął i mimo próśb nie chce wyjść. takie proste, a ty tego nie dostrzegasz ?

pierdolę punkty pozostałych graczy, z całym szacunkiem. interesowało mnie zachowanie liderów.

sprawdź koniecznie. mnie wystarczy . zabij mnie liczbami mierzącymi desire i twardość w grze defensywnej, panie Liczyrzepa :]. uwaga, mam wielką przeoponę i nie zawaham się jej użyć.
aha, tylko się nie zaczep o własne cholewki, bo Kobe z Suns kreował kolegów, ale dla ciebie to było "antyliderszipstwo", więc doradzam ciepło sporą ostrożność w przypadku szukania obrony leBrona za pomocą liczby podanych piłek.

ja, z nizin swoich, ci dam jedną cyfrę na rozkręcenie interesu :
ilość Ft-line ventures w 4q tych meczów opisanych : LeBron ZERO. KB 9, z czego 6 od stanu 64-64 ca 6 min left. trafił 8. tyle a'propos agresji, killeryzmu i desire.



lorak - Pn paź 18, 2010 1:43 pm
nieaktualne? to "lidership" znika z czasem? LeBron miał go w 2007, ale już nie miał w 2010?

a może wytłumaczysz mi gdzie był "lidership" Kobe w arcyważnych momentach, jakimi były dogrywki w finałach 2009? (kilka postów wyżej masz dokładne opisy) Gasol ciągnął grę lakers. o, zobacz, jednak można od supportu oczekiwać czegoś takiego.



Van - Pn paź 18, 2010 3:51 pm


Ja już kończę tą zabawę bo jak pojawia się Bastek, który nie potrafi żadnych wniosków sensownych wyciągnąć bez pomocy cyferek to już dyskusja dla mnie nie ma sensu.


haha, tak uciekaj Van. bo Bastillon znokautował tymi postami.
a jeśli jednak wrócisz, to odnieś się do przykładów Magica i Birda, które obnażają niedorzeczność podejścia poprzez "lidership".



Findek - Pn paź 18, 2010 3:57 pm
fajnie, że czytasz temat, w którym wszyscy wiedzieli, że Cavs są chujowi i mogą jedynie cyferki w rs trzaskać tylko własnie się o to rozchodzi, że ja to pisałem przez ostatnie dwa lata, a nie po fakcie jak robi to teraz Lorak, Findek i reszta loverów Lebrona.



Bastillon - Pn paź 18, 2010 4:12 pm
kurwa nie mam pytan. niedosc ze trzeba bylo matolowi tlumaczyc przez 10 stron na czym polega +/- i dalej nie zrozumial to teraz bedzie sie klocil o leadership na podstawie DWOCH wystepow. najwyrazniej nie masz pojecia czym jest leadership, a znaczna wiekszosc tych intangibles jest off-the-court.

leadershipem bylo jak Garnett przyszedl do Celtics i na pierwszym spotkaniu z Rayem i Piercem powiedzial od razu "defense". to od razu uksztaltowalo mentalnosc Celtics na caly sezon, gdy gadal jak pojebany i podburzal zespol do walki, jak wrzeszczal na Big Baby az ten sie poplakal a pozniej gral znacznie lepiej...


Garnett

The Heart

The Celtics are on-pace to win 65 games this season, a whopping 41 game improvement from last season’s 24 that would obliterate the record for biggest turnaround season in NBA history (Tim Duncan’s 1998 Spurs, 36 games). The Celtics are on pace to lead the NBA in points allowed, field-goal percentage allowed, and 3-pt. percentage allowed, only the second time ever that one team would lead the league in all three defensive categories (1992-93 Knicks). With all due respect to Paul Pierce and Ray Allen, the man most directly responsible for both of these historical achievements is Kevin Garnett.

How can a player averaging ‶only” 19 points and nine rebounds be as valuable as players like Chris Paul, LeBron James, or Kobe Bryant who are all putting up bigger rotisserie numbers? Answer: Garnett is the absolute heart of everything the Celtics have done this season. On defense his length, timing, athleticism, communication skills and intensity have made him the engine for the best unit in the NBA. On offense his highly efficient inside/outside scoring game, his infectious unselfishness, and his non-stop screens (both on and off the ball) have opened up the court and helped six of the top eight Celtic rotation players (including Garnett) to average career highs in adjusted field goal percentage. On the court Garnett is both the best player and the biggest cheerleader on the team, while off the court his work ethic and focus have changed the way his teammates approach the game. Pierce said it well last week: ‶The whole face of the Celtics nation turned around when the trade happened with this guy (Garnett). Everyone talks about the MVP and they talk about numbers, but this guy has changed the whole culture around here and I think that says a lot for everything.”

While we are here, let’s clear up one misconception. Garnett does have the numbers to compete directly with the other MVP candidates when you factor in defense, where he should be the NBA Defensive Player of the Year. According to Dave Berri from wagesofwins.com, Garnett entered this week behind Paul in Wins Produced per 48 minutes but ahead of both James and Bryant. According to 82games.com, Garnett is second in the NBA in Roland Rating, behind James but slightly ahead of both Paul and Bryant. These stats factor in both offensive and defensive production, and the Roland Rating also includes on-court/off-court +/-. So while you might prefer the bigger fantasy numbers of the other three candidates for your roto team, in terms of overall on-court effect Garnett’s individual numbers are just as good as any other MVP candidate.

But statistics only tell part of the story of Garnett’s impact. Perhaps his most important contributions have been his leadership, passion, and intensity that have transformed the Celtics team. Celtics coach Doc Rivers points has often stated how easy it is to coach a team when the best player is also the energy source and refuses to let the team lose focus ( http://www.philly.com/philly/sports/six ... rence.html ). His teammates have stories about how Garnett has fostered an environment of team chemistry and hard work ( http://www.hoopsworld.com/Story.asp?story_id=7841 ). Long-time Celtics announcer Mike Gorman has related how Garnett came in and established himself as the defining player whose personality dominates the team ( http://blitz.bostonsportsmedia.com/?p=162 ). Garnett’s intangibles can’t be quantified, but when looking at the Celtics record this year it is clear just how valuable these contributions have been.

Bottom line: Garnett has been the best defensive player in the NBA this season as the key component of a historically great defensive unit. His efficiency and unselfishness have helped foster an environment where the majority of his teammates have career years on offense. He has on-court production that rivals any player in the league, and he has led the change in culture that has resulted in the biggest single-season turnaround in NBA history. His impact has arguably never been greater, and as the heart of the best team in the league he has a great argument to take home his second MVP trophy.


tak wiec moglbys przestac pierdolic jak to Kobe poprowadzil zespol do zwyciestwa przez to ze mial wiecej FT w 4 kwarcie (!!!!ROFL !!) bo tylko sie kompromitujesz i pokazujesz ze nie masz pojecia czym jest leadership. to najwyzej by pokazywalo ze Bryant jest clutch, ale James od lat wypada lepiej w crunch time wiec tutaj rowniez nie widze zadnej przewagi.



Koelner - Pn paź 18, 2010 4:13 pm

no brawo, w końcu ktoś zaczyna patrzeć na coś więcej i uwzględniać okoliczności.
to przecież nie tajemnica, że tytuł tytułowi nierówny (np. łatwiej było pokonać nets z Kiddem, czy lakers z Magicem?), że występ w finale NBA może być mniej znaczący niż występ w finale konferencja (wschód na początku XXI wieku vs zachód) i tak dalej.


pisałem to bardzo szybko.
tylko nie mogę pojąc sensu takiej dyskusji. każdy z nas niemalże może wziąć zawodnika X i go bronić za tego typu argumentacją.
jeśli ktoś przyjmuje ,że Kobe grał słabiej w PO niż w RS to co mnie obchodzi taki argument? grał słabiej , jego partnerzy grali lepiej i zdobył mistrzostwo. idąc dalej takim myśleniem mogę sobie wymyślać ,że miał kontuzje palce ,kolana ,lewego półdupka i dlatego grał słabiej. to jest sport zespołowy i nawet przy jego słabszej grze i tak Lakers zdobyli mistrzostwo i jest pięknie.

ty chyba nie zrozumiales. ja nie robilem wymowek dla Suns tylko twierdzilem ze gra Nasha nie byla powodem tego ze odpadli. jesli juz to dzieki niemu zaszli tak daleko. Nash w PO w Suns praktycznie nigdy nie zawodzil, zdarzalo mu sie od czasu do czasu off-game ale to byla rzadkosc.



Van - Pn paź 18, 2010 4:20 pm

Pokaż mi post gdzie piszę że Lebron ma zajebisty support.
oj nie tego by oczywiście żaden z was nie napisał, chodzi o to, że ten support był dla was wystarczająco dobry by Lebron go poprowadził do tytułu, a już na pewno na tyle dobry by dojść do finału i ewentualnie odpaść dopiero z Lakers



Bastillon - Pn paź 18, 2010 4:28 pm
Bibby mial jedna serie zycia przeciwko Shaqowi na pick and rollach. nie przesadzajmy z tymi jego wyczynami.

Nash niedoceniony generalnie, na pewno.
LeBron ok.
Bryant mocno przeceniony.

ale i tak zaden z nich nie jest tak zle postrzegany (misperceived ? nie ma polskiego slowka) jak Nowitzki. chyba najbardziej underrated gracz dekady.

Van, nic z mojego postu nie potwierdzalo tego co mowisz. ty mowisz ze uzaleznienie zespolu od jednego gracza doprowadzilo Cavs/Suns do gorszej gry w PO (chociaz Suns grali LEPIEJ i na co oczywiscie nie masz zadnej odpowiedzi), a moj post mowi o tym ze bez Nasha/LBJ ich zespoly byly chujowe.

pewnie te zespoly bylyby lepsze gdyby np. mialy post option jak Gasol w LA. zaden z zawodnikow Suns/Cavs nie potrafil kreowac off the dribble na poziomie Gasola... nikt nawet sie do tego poziomu nie zblizyl. w Suns najlepszy byl pewnie Diaw, bo Amare na izolacjach to czarna dziura (wg synergy ORtg ponizej 100 czyli fatalny). w Cavs nie wiem, pewnie Mo Williams

tak wiec nie, Vanie, to nie przez uzaleznienie zespolu Cavs/Suns przegrywali ale przez chujowosc supportu. ty poki co pokazales ZERO dowodow na to, ze chodzilo o uzaleznienie. to nawet nie ma sensu i jestes jedyna osoba na swiecie ktora taki argument wymyslila. o Nasha na rGM mialem milion dyskusji, ale czegos tak glupiego nie slyszalem w zyciu.

pomijajac juz sam fakt ze uzaleznienie zespolu od Nasha = zajebista ofensywa ktora jeszcze sie poprawiala w PO, wiec jesli lepsza ofensywa ma byc powodem ich porazki to gratuluje toku rozumowania.



RappaR - Pn paź 18, 2010 4:30 pm
Inaczej, zagrajmy w pytania Van:
1. Czy Lebron miał kiedykolwiek support na poziomie 2009/2010 Lakers?
2. Czy Bryant kiedykolwiek doprowadził support na poziomie Cav2007/2008/2010 poza I rundę PO?



lorak - Pn paź 18, 2010 4:46 pm

niby w jaki sposób cokolwiek obnażają ? z jednej strony masz Magica i Birda, którzy już wcześniej wygrywali tytuł, udowodnili swoją wartość jako liderów, a z drugiej strony masz tych dwóch, którzy nigdy tego nie zrobili i próbujesz ich usprawiedliwić tym, że nawet tamtej dwójce się nie zawsze udawało, no genialne wnioski tylko jest róznica pomiędzy nie zawsze a nigdy.

przecież twoje stanowisko wygląda tak: lider przegrywa, więc nie ma "lidershipu"
podałem ci dwa przykłady, gdy dwóch wielkich liderów jednak przegrało (w okolicznościach wymaganych przez ciebie).
jak to więc było z tym ich "lidershipem"? mieli go wtedy, czy nie mieli? mieli wcześniej, a później nie? wytłumacz jak to działa, bo właśnie po to są te przykłady, by pokazać, że ocenianie przez pryzmat "lidershipu" kupy się nie trzyma.

fajnie, że czytasz temat, w którym wszyscy wiedzieli, że Cavs są chujowi i mogą jedynie cyferki w rs trzaskać tylko własnie się o to rozchodzi, że ja to pisałem przez ostatnie dwa lata, a nie po fakcie jak robi to teraz Lorak, Findek i reszta loverów Lebrona.



Van - Pn paź 18, 2010 5:07 pm


przecież twoje stanowisko wygląda tak: lider przegrywa, więc nie ma "lidershipu"

więc może tak jeżeli nigdy nie wygrywa kiedy naprawdę ma to znaczenia, tak dobrze ?

znowu coś sobie wymyśliłeś (jak ostatnio z tym, że Jamison grał gorzej przy LeBronie) i pewnie znowu nie poprzesz tego stosownymi cytatami, prawda?



lorak - Pn paź 18, 2010 5:34 pm


przecież twoje stanowisko wygląda tak: lider przegrywa, więc nie ma "lidershipu"

więc może tak jeżeli nigdy nie wygrywa kiedy naprawdę ma to znaczenia, tak dobrze ?




matek - Pn paź 18, 2010 6:24 pm

1. Czy Lebron miał kiedykolwiek support na poziomie 2009/2010 Lakers?
jasne ze nie mial, nikt nie napisal ze mial i nikt tego nigdy nie powie

2. Czy Bryant kiedykolwiek doprowadził support na poziomie Cav2007/2008/2010 poza I rundę PO?
nie, bo nigdy nie mial takiego. mial albo gorszy albo lepszy

swoja droga ten Kobe to niesamowity farciarz, 5 pierscionkow zdobyl tylko dlatego ze mial szczescie byc w takich a nie innych zespolach w czepku urodzny... ciekwe ile mistrzostw by mial taki t-mac zeby zamienic go miejscami z Bryantem



AlonzoM. - Pn paź 18, 2010 6:47 pm

swoja droga ten Kobe to niesamowity farciarz, 5 pierscionkow zdobyl tylko dlatego ze mial szczescie byc w takich a nie innych zespolach w czepku urodzny... ciekwe ile mistrzostw by mial taki t-mac zeby zamienic go miejscami z Bryantem

Te trzy z Shaqiem raczej na pewno, a ile więcej to ciężko powiedzieć.
Fani Lakers maja bardzo krótka pamięć - szybko zapomnieli o Dominatorze przy którym Kobe mógł nabierać doświadczenia w grze o stawkę przez te wszystkie lata. Naturalnie haterzy LBJa kompletnie olewają to doświadczenie z czasów z Shaqiem porównując obu graczy, że o supporcie nie wspomnę.

W temacie o tym jak Jamison trafił do Cavs znalazłem nawet fragment, w którym BB2 posunął się do nazwania tamtych Cavs z Mo, Z i Jamisonem Dream Teamem porównując ich z Blazers z 2000r. Odejmijmy zwrot dream Team i z porównaniem zgadzam sie w pełni.

w tym samym temacie Findek prawie dawał sobie rękę uciąć za to, że Bron ostanie się w Cavs, rozrysowując przed nimi świetlana przyszłość. Naturalnie tradycyjnie służę cytatami w razie tradycyjnego forumowego wybielania się.



matek - Pn paź 18, 2010 6:59 pm

Te trzy z Shaqiem raczej na pewno, a ile więcej to ciężko powiedzieć.
w sumie moze nawet wiecej ugralby z shaqiem niz bryant bo nie byl chyba tak konfliktowy jak kobe i shaq by nie odszedl z lakers po finalach z pistons?
teraz mozna gdybac jak by bylo ale stalo sie tak a nie inaczej i to kobe ma te tytuly a nie jakis inny "dobry" guard ktorego mozna wg niektorych postawic na miejscu bryanta i efekt bylby ten sam



Koelner - Pn paź 18, 2010 7:06 pm
Kobe Bryanta wkład w 3 pierwsze pierścionki jest niedoceniony.



matek - Pn paź 18, 2010 7:15 pm

Kobe Bryanta wkład w 3 pierwsze pierścionki jest niedoceniony.
bo to shaq zdobyl te tytuly
wlasnie, czy prime shaq, super lider, zdobylby tytul lub chociaz doszedl do finalu z supportem takim jak lebrona? czy kiedys mial takich partnerow i co wtedy z nimi osiagnal?



RappaR - Pn paź 18, 2010 7:33 pm
w sumie moze nawet wiecej ugralby z shaqiem niz bryant bo nie byl chyba tak konfliktowy jak kobe i shaq by nie odszedl z lakers po finalach z pistons?
teraz mozna gdybac jak by bylo ale stalo sie tak a nie inaczej i to kobe ma te tytuly a nie jakis inny "dobry" guard ktorego mozna wg niektorych postawic na miejscu bryanta i efekt bylby ten sam



Van - Pn paź 18, 2010 7:37 pm


przecież twoje stanowisko wygląda tak: lider przegrywa, więc nie ma "lidershipu"

więc może tak jeżeli nigdy nie wygrywa kiedy naprawdę ma to znaczenia, tak dobrze ?




Koelner - Pn paź 18, 2010 8:03 pm
Finał 1995?



AlonzoM. - Pn paź 18, 2010 8:06 pm

Problem polega na tym, że Cavs nie przegrali z Lakers, z Bryantem mającym ten super support bijący na głowę support Lebrona, oni przegrali z Magic i przegrali z Celtics. Niektórzy z was mogli pochodzić z umiarkowanym optymizmem, ale jednak optymizmem do ewentualnej serii finałowej z Lakers, ale żaden z was mam tu na myśli kibiców Lebrona nie spodziewał się, że przygody w PO skończą się na wschodnim wybrzeżu.

Jako, że od początku lipca tez jestem kibicem LeBrona wiec poczytaj sobie Van moje komentarze w temacie Cavs-Celtics gdzie pisałem o tym, że w tej rundzie kończy sie jego przygoda w tamtych playoffs.


taaa jasne, a skąd wiesz, że na pewno T-Mac byłby gotów ograniczyć swoją grę dla dobra drużyny, dostosować ją do gry z Shaqiem ? skąd wiesz jak gracz zdecydowanie słabszy psychicznie od Bryanta radziłby sobie z Shaqiem, który nie specjalnie chciał się dzielić władzą w drużynie. Umiejętności T-Mac na pewno miał do tego by wygrywać tytuły obok Shaqa, ale tego jak by się ta współpraca układała nie wiesz więc nie pierdol za przeproszeniem, że na pewno osiągnąłby to czy tamto.

Co do 1995r. to schrzanił Nick Anderson 4 przestrzelonymi osobistymi i mieli słabego trenewra do tego brak doswiadczenia jeszcze.

A zaprzeczysz temu, że Kobego w dużej mierz ukształtowała go gra z Shaqiem i do tego pod okiem Jaxa? Więc nie pierdol za przeproszeniem, że tak by sie nie stało. Tracy talent do zdobywania punktów miał niezaprzeczalny, a Shaqowi było bez różnicy czy to Penny, czy Kobe czy tez Dwyane, bo z każdym z nich był w Finale i z Tracym tez by byl i nawet taki jełop jak McGrady to wiedział. A jak McGrady zdobyłby misia to jego kariera by sie inaczej potoczyła. chcesz przykłady? masz je na własnym podwórku - obacz se Van jak zaczął grac Gasol pod skrzydłami Bryanta, albo jak Odom nagle pokazał, że tez można na nim polegać po latach gry jak p.. w końcówkach meczów. Doświadczenie i perspektywy mistrzowskie robią swoje i dobrze o tym wiesz.



Van - Pn paź 18, 2010 8:47 pm

A zaprzeczysz temu, że Kobego w dużej mierz ukształtowała go gra z Shaqiem i do tego pod okiem Jaxa? Więc nie pierdol za przeproszeniem, że tak by sie nie stało. Tracy talent do zdobywania punktów miał niezaprzeczalny, a Shaqowi było bez różnicy czy to Penny, czy Kobe czy tez Dwyane, bo z każdym z nich był w Finale i z Tracym tez by byl i nawet taki jełop jak McGrady to wiedział. A jak McGrady zdobyłby misia to jego kariera by sie inaczej potoczyła. chcesz przykłady? masz je na własnym podwórku - obacz se Van jak zaczął grac Gasol pod skrzydłami Bryanta, albo jak Odom nagle pokazał, że tez można na nim polegać po latach gry jak p.. w końcówkach meczów. Doświadczenie i perspektywy mistrzowskie robią swoje i dobrze o tym wiesz.
ale zastanów się co Ty porównujesz, Penny był młody i był bardziej typem rozgrywającego, nie gościa z ambicjami na zdobywanie po 30 punktów w meczu jak Kobe czy T-Mac. Nie wiesz w jaki sposób reagowałby T-Mac, któremu w głowie było już też bycie liderem drużyny na Shaqa, który zaznaczał bardzo wyraźnie swoje terytorium. Ja o T-Macu zawsze mówiłem, że to był gość, który pod względem talentu przebijał Bryanta o Lebronie czy innych nawet nie wspominając, ale ja mam spore wątpliwości czy umiałby wytrzymywać i wciąż robić swoje tak jak Bryant kiedy Shaq zaczynał czuć się zagrożony. To co ukształtowało Bryanta to przede wszystkim jego pracoholizm w podejściu do koszykówki.

Też mi się wydaje, że jakiś tytuł pewnie by z połączenia Shaqa z McGrady'm był, ale czy więcej niż jeden to już taki pewny nie jestem. Takie gdybanie jak powiedziałem nie ma sensu, podobnie wypowiedzi jak ta Twoja, że trzy to raczej na pewno by wygrali. Ja sobie równie dobrze mogę powiedzieć, że gdyby Kobe grał z Garnettem od początku dekady to miałby już raczej na pewno więcej tytułów od Jordana.



Koelner - Pn paź 18, 2010 9:03 pm
przestańcie z tym McGrady'im. Tracy nie miał nigdy supportu na mistrzostwo ale miał na przejście pierwszej rundy. ten sam niemalże skład z Ron Artestem przeszedł pierwszą rundę i namieszał przyszłym mistrzom wyrywając im 3 mecze.
Tak ,Kobe jest wielkim farciarzem bo miał Shaq'a a Carter,Iverson ,Davis,Marbury,Francis,Abdur-Rahim czy inne gwiazdeczki miały pecha i zdobyłyby mistrzostwa jakby mieli Shaq'a.
Kobe jest niedoceniany.



wowo - Pn paź 18, 2010 9:19 pm
jak kobe może być niedoceniany to ja nie wiem.



wowo - Pn paź 18, 2010 9:19 pm
jak kobe może być niedoceniany to ja nie wiem.



Bastillon - Pn paź 18, 2010 11:08 pm

Jest tu zresztą jedna kluczowa sprawa, którą zręcznie omijasz, tu nie chodzi tylko o kwestię nie zdobycia tytułu ponieważ różnie bywa można mieć pecha i trafić na okres dominacji jednej drużyny [1], mieć wszystko na swoim miejscu czyli silny zespół [2], lidera z prawdziwego zdarzenia [3], ale po prostu trafiają się drużyny, które są po prostu mocniejsze [4], mają Jordanów, prime Shaqów czy inne wielkie gwiazdy [5], są też sytuacje kiedy kontuzje pokrzyżują plany [6] i nawet teoretycznie silniejszy zespół przegra.

1.Spurs
2.Suns 2005-2008 (do trejdu Shaqa)
3.Nash
4.Spurs
5.Duncan
6.JJ; Kurt/Amare, Bell, Barbosa, Marion, TT, JJ; Diaw Amare

i to z ust hatera Nasha.


taaa jasne, a skąd wiesz, że na pewno T-Mac byłby gotów ograniczyć swoją grę dla dobra drużyny, dostosować ją do gry z Shaqiem ? skąd wiesz jak gracz zdecydowanie słabszy psychicznie od Bryanta radziłby sobie z Shaqiem, który nie specjalnie chciał się dzielić władzą w drużynie. Umiejętności T-Mac na pewno miał do tego by wygrywać tytuły obok Shaqa, ale tego jak by się ta współpraca układała nie wiesz więc nie pierdol za przeproszeniem, że na pewno osiągnąłby to czy tamto.

dlatego ze wlasnie ta mocna psychika (lub tez mozna powiedziec przerosniete ego Bryanta) stala na przeszkodzie ich wspolpracy co przy mentalnosci McGrady'iego raczej nie sprawiloby zadnych problemow ?



Van - Wt paź 19, 2010 4:46 am

Jest tu zresztą jedna kluczowa sprawa, którą zręcznie omijasz, tu nie chodzi tylko o kwestię nie zdobycia tytułu ponieważ różnie bywa można mieć pecha i trafić na okres dominacji jednej drużyny [1], mieć wszystko na swoim miejscu czyli silny zespół [2], lidera z prawdziwego zdarzenia [3], ale po prostu trafiają się drużyny, które są po prostu mocniejsze [4], mają Jordanów, prime Shaqów czy inne wielkie gwiazdy [5], są też sytuacje kiedy kontuzje pokrzyżują plany [6] i nawet teoretycznie silniejszy zespół przegra.

1.Spurs
2.Suns 2005-2008 (do trejdu Shaqa)
3.Nash
4.Spurs
5.Duncan
6.JJ; Kurt/Amare, Bell, Barbosa, Marion, TT, JJ; Diaw Amare

i to z ust hatera Nasha.



AlonzoM. - Wt paź 19, 2010 6:12 am

ale zastanów się co Ty porównujesz, Penny był młody i był bardziej typem rozgrywającego, nie gościa z ambicjami na zdobywanie po 30 punktów w meczu jak Kobe czy T-Mac. Nie wiesz w jaki sposób reagowałby T-Mac, któremu w głowie było już też bycie liderem drużyny na Shaqa, który zaznaczał bardzo wyraźnie swoje terytorium. Ja o T-Macu zawsze mówiłem, że to był gość, który pod względem talentu przebijał Bryanta o Lebronie czy innych nawet nie wspominając, ale ja mam spore wątpliwości czy umiałby wytrzymywać i wciąż robić swoje tak jak Bryant kiedy Shaq zaczynał czuć się zagrożony. To co ukształtowało Bryanta to przede wszystkim jego pracoholizm w podejściu do koszykówki.

Też mi się wydaje, że jakiś tytuł pewnie by z połączenia Shaqa z McGrady'm był, ale czy więcej niż jeden to już taki pewny nie jestem. Takie gdybanie jak powiedziałem nie ma sensu, podobnie wypowiedzi jak ta Twoja, że trzy to raczej na pewno by wygrali. Ja sobie równie dobrze mogę powiedzieć, że gdyby Kobe grał z Garnettem od początku dekady to miałby już raczej na pewno więcej tytułów od Jordana.


Oczywiście, że to gdybanie, ponieważ kariery obu potoczyly sie zupełnie inaczej. chodzilo mi tylko o pokazanie jaki wpływ na sukcesy Kobego i na jego ukształtowanie sie miał wybitny center i wybitny trener. McGrady mimo całej swojej jełopowiatości nie miał na tyle szczęścia.
Co do Pennego to prawie w pojedynke pokonał Heat w 1997r. więc talentu do zdobywania punktów mu nie można odmówić.
A co do charakteru MCgradego, to zobacz - Kobe jakos pare lat pomimo swojego ciężkiego charakteru z Shaqiem gral i Jax potrafił to pogodzic. Dalej - kiedys w Bulls 3 latatrzymał w ryzach samego Rodmana więc z Tracym też by sobie pewnie poradził.
Inny przykład przeciwko Twojej teorii mamy teraz jak LBJ przyszedł do Heat.



Koelner - Wt paź 19, 2010 6:43 am
jak kobe może być niedoceniany to ja nie wiem.



Celmaki - Wt paź 19, 2010 9:01 am
Ja bym nawet powiedział, że ogólnie drugie op0cje są strasznie nie doceniane.
Kobego uważają za boga ale bez Gasola by gówno zdziałał, Pierce bez Garnetta Wade bez Shaqa itd.




Strona 2 z 3 • Zostało wyszukane 513 postów • 1, 2, 3